Agenci T.A.R.C.Z.Y. ("Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.") niesamowicie pozytywnie zaskakują w 2. sezonie. Oczywiście duża w tym zasługa Zimowego żołnierza, który dał produkcji ABC potrzebny bodziec, aby odejść nieco od formatu dziwaczności tygodnia i skupić się na głównych wątkach. Twórcy prowadzą więc historię bardzo dojrzale, rozwijając ją konsekwentnie z każdym kolejnym epizodem. Nie zapominają przy tym o sporej dawce akcji, humoru i zwrotów akcji. Trudno obecnie przyczepić się do czegokolwiek. Piszę te słowa wyłącznie jako serialomaniak, który ma minimalną komiksową wiedzę. Pasjonaci zeszytów z superbohaterami mogą być oczywiście bardziej krytyczni, ale dla mnie (przynajmniej na tę chwilę) takie pozycje jak Arrow, The Flash czy Gotham nie dorównują przygodom Coulsona i spółki. Jestem ze wszystkimi tymi tytułami na bieżąco i mają one swoje mocne strony, ale też sporo braków, których trudno doszukać się w Agentach T.A.R.C.Z.Y..
"A Hen in the Wolf House" udowadnia wszystko to, co napisałem powyżej. Fabuła jest prowadzona niemal bezbłędnie i rozpędza się z każdym kolejnym tygodniem. Przy okazji najnowszego odcinka mieliśmy kilka poważnych przełomów. Wszystkie sekwencje związane z dekonspiracją Jemmy oglądało się wyśmienicie, a Adrianne Palicki jako Bobbi Morse zaliczyła bardzo udane wejście do świata Marvela. W końcu na więcej niż jedną scenę pojawił się także Kyle MacLachlan w złowieszczej roli ojca Skye, który wyszedł z cienia i rozpoczął współpracę z HYDRĄ w celu eliminacji Coulsona, a także sprawił, że jeszcze bardziej nie mogę doczekać się reaktywacji Miasteczka Twin Peaks.
[video-browser playlist="630414" suggest=""]W 1. sezonie mogliśmy nieco narzekać na aktorstwo w Agentach T.A.R.C.Z.Y., ale w tym roku ten element uległ diametralnej poprawie. Zasługa w tym niewątpliwie zabiegu rotacji bohaterów i umiejętnego ich wykorzystywania wtedy, kiedy to konieczne. Widać to choćby w przypadku postaci Warda czy wspomnianego wyżej ojca Skye. Pomogło również rozdzielenie Fitza i Simmons oraz nadanie im większej głębi, co sprawiło, że już chyba bezpowrotnie minęły czasy, w których pełnili jedynie rolę irytujących naukowców. Pojawiło się też kilka świeżych twarzy, które dobrze wkomponowały się do ekipy, takich jak Mac czy Hunter. Włączenie ich do obsady przebiegło tak naturalnie, że można odnieść wrażenie, iż serial ma już kilka sezonów, a oni są jego częścią od lat.
No i oczywiście humor - nie można o nim zapomnieć. To chyba też dopiero w tej serii twórcy nabyli umiejętność wrzucenia rozkładającego na łopatki one-linera w sytuacjach dalekich od nazwania ich komediowymi. Dwa świetne padają z ust Jemmy: "What is happening!" w czasie ucieczki z siedziby HYDRY i "She’s amazing!" zaraz przed pierwszym od dawna spotkaniem z Fitzem. Inspiracją dla obu odzywek jest oczywiście Bobbi. Rewelacyjnie wypadła też rozmowa Coulsona ze Skye, w której dziewczyna dowiaduje się, że może być kosmitką ("Epic fail!"), a pojedynek słowny pomiędzy Hunterem i jego byłą żoną to klasa sama dla siebie.
Zobacz również: Zwiastun "Avengers: Age of Ultron"
Agenci T.A.R.C.Z.Y. to jedna z największych niespodzianek nowego telewizyjnego sezonu w USA. Serial niezwykle dojrzał i każdy seans dostarcza znakomitej rozrywki. Szkoda, że oglądalność nie zachwyca, ale razem z wynikami z nagrywarek powinna gwarantować kontynuację. Miejmy nadzieję, że ten wysoki poziom się utrzyma i że w przyszłym roku będziemy się cieszyć kolejną serią.