Agenci T.A.R.C.Z.Y. zaskakują prowadzeniem historii i emocjami, ale ponownie trudno oprzeć się wrażeniu, że scenarzyści w wielu sprawach wybierają drogę na skróty. Recenzja może zdradzać spoilery z filmu Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów.
Recenzja 20. odcinka musi rozpocząć się od zaznaczenia powiązań z filmem
Captain America: Civil War. Dużym zaskoczeniem nie będzie fakt, że wypadają one blado na tle tego, co zrobiono w pierwszym sezonie w związku z filmem
Captain America: The Winter Soldier. Wtedy powiązanie z kinową produkcją wywróciło serial do góry nogami, diametralnie zmieniając jego jakość. Z pewnością pocieszający jest fakt, że całość wypadła dużo lepiej niż przed rokiem przy okazji filmu
Avengers: Age of Ultron. W
Emancipation nie tylko pierwsza scenka nawiązała do kinowego obrazu, ale też w całym odcinku Sokovia Accords była wspominana, a nawet znalazł się jeden z bohaterów serialu, który chciał złożyć pod nim podpis.
Scenarzyści mądrze wykorzystali
Wojnę bohaterów do opowiedzenia swojej historii, tym samym zadowalając wielu fanów. Postać Talbota z pewnością była najlepszym możliwym wyborem, jeśli chodzi o stworzenie kilku nawiązań do filmu. Rzucał nazwami takimi jak Avengers jak z rękawa, ale nie było to zrobione w tak groteskowy sposób jak w pierwszym sezonie. Mieliśmy też jasne stanowisko dyrektora Coulsona w sprawie rejestracji Avengers, Inhumans i jego agencji. Żadnym zaskoczeniem nie jest fakt, że największy fan Kapitana Ameryki stanął po jego stronie i - podobnie jak Cap - nie ufa rządowi, który mógłby blokować ich działania.
No url
W
Emancipation należy zwrócić uwagę na Lincolna i jego interakcję z Daisy. Byłem zniesmaczony, oglądając cały ten wątek. Uczucie między tymi bohaterami nigdy nie było tak sztuczne jak w tym momencie. Daisy próbowała wyciągnąć z bazy Lincolna i spotkać się z nim na osobności, ale nawet małe dziecko wiedziałoby o tym, że jest to pułapka i nie ona go przywita, a Hive. Wydawało się, że wiedziałby to każdy, tylko nie Lincoln. Mogliśmy być pewni, że opuścił on bazę i mknie do Daisy, kiedy to okazało się, że scenarzyści zrobili nas w konia, ale z pozytywnym zakończeniem.
Daisy nie sprowadziła sobie Lincolna, tylko... Lasha. Powrócił przerośnięty i włochaty potwór, ale jego powrót pozostawił wiele do życzenia. Jego walka z Hive'em wyglądała naprawdę dobrze i można tylko żałować, że trwała tak krótko. W ogóle mam wrażenie, że bez najmniejszego kłopotu Lash mógłby rozprawić się z pasożytem, gdyby tylko uważał na plecy... Głupio poczułem się po tym, jak cała ta scena została rozwiązana. Naprawdę twórcy poszli po linii najmniejszego oporu. Udało im się załatwić powrót do domu Daisy i wyrzucić z serialu Lasha, który zginął w najgłupszy możliwy sposób.
Niejednoznaczność i niespodzianki to jest to, co królowało w tym odcinku. Każdy wątek był rozwijany tak, by wkręcić widza w przewidywalność, ale ostateczny efekt pozytywnie zaskakiwał. Mieliśmy parę nawiązań do filmu (trudno oczekiwać czegoś więcej, ale cieszyć powinno chociaż tyle), ciekawą walkę Lasha z Hive'em (szkoda, że tak krótką) i powrót najważniejszej bohaterki do domu. Najnowszy odcinek
Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. to wstęp do finału sezonu - miejmy nadzieję, że będzie on dużo lepszy niż ostatnie odsłony, przeplatające dobre momenty z głupimi rozwiązaniami scenarzystów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h