W Absolution pierwsza część historii opierała się na powstrzymaniu Hive'a przed wystrzeleniem głowicy pełnej źle wpływających na człowieka substancji, mogących zmienić go w pseudo-Inhumana. Zaczęło się wystrzałowo i ciekawie. Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. już dwukrotnie stworzyli naprawdę ociekające akcją finały i była nadzieja na powtórkę z rozrywki, niestety tym razem nie do końca udało się to osiągnąć. Agenci powstrzymali swojego wroga tylko w połowie, bo rakieta wpadła w ręce jego chłopców na posyłki, ale już sam Hive wylądował w sidłach T.A.R.C.Z.Y. Całość była dynamiczna i dobrze zrealizowana, co stanowiło kontynuację dobrego początku i dalej zwiastowało nam wielkie emocje. Puszka z antagonistą w środku trafiła do bazy agentów i nie mogło się to zakończyć dobrze. Nie wiedzieć czemu zbiornik pozostawiono w najmniej strzeżonym miejscu w hangarze. Największy obecnie złoczyńca na całej Ziemi leżał sobie uśpiony w jakiejś substancji i chroniony był przez garstkę agentów - do tego takich, których umiejętności nie sugerowały wysokich kompetencji, przyjęli bowiem paczkę bez wcześniejszego jej sprawdzenia. Było to błędem, gdyż jej zawartością okazała się substancja zmieniająca ludzi w prymitywnych Ihumans. Mimo że było to pozbawione sensu, to wprowadziło wiele zamieszania i pchnęło ten odcinek do jeszcze ciekawszej końcówki. Często też powracaliśmy do wątku Daisy, która nie radziła sobie z odstawieniem Hive'a. Odwyk był dla niej na pewno trudnym przeżyciem, więc postanowiła, że jedynym wyjściem jest poprosić największego wroga, aby przywrócił jej poprzedni stan. Na szczęście okazało się to niemożliwe. Lash nie tylko ją uzdrowił, ale też sprawił, że stała się odporna na wpływy Hive'a - i bardzo dobrze, bo chyba niewielu zniosłoby ponowne oglądanie kontrolowanej Daisy. No url Ascension rozpoczęło się od bardzo dobrze wyglądającej walki Daisy i Hive'a. Takie właśnie pojedynki powinny pojawiać się w finałach sezonu, aczkolwiek czasami miałem wrażenie, że pięści naszej bohaterki byłby bardziej skuteczne niż fale uderzeniowe. Baza T.A.R.C.Z.Y. została zaatakowana przez przypominających zombie byłych agentów, mieliśmy zatem sporo typowej dla tego serialu akcji i oklepanych schematów, które jednak dalej są jego siłą. Problem rozwiązano dzięki inteligencji jednego z bohaterów i stopniowo strącano pachołki na drodze do ostatecznego zwycięstwa. Została jednak największa przeszkoda, która ukradła statek powietrzny agentów, aby na wysokości zdetonować głowicę pełną substancji mającej zamienić ludzi w pseudo-Inhumans. Od dawna wiedzieliśmy, że wszystkie wydarzenia doprowadzą do śmierci jednego z bohaterów. Mieliśmy tylko skrawek tego wydarzenia - wisiorek z krzyżem i kurtkę z logiem T.A.R.C.Z.Y. Bardzo podobał mi się ten motyw i to, jak twórcy zwodzili nas oraz odziewali w te same stroje kolejnych bohaterów. Ostatecznie do końca nie mogliśmy być pewni, kto znajdzie się w pojeździe, który finalnie miał eksplodować. Na duży plus zasługuje naturalna postać Hive'a. Był zrobiony naprawdę dobrze i chyba tylko budżet nie pozwolił mu na dłuższe przebywanie w tej postaci na ekranie. Wielka szkoda, bo wyglądał naprawdę nieźle. Po ładnie nakręconej scenie walki agentów z prymitywnymi Inhumans dowiedzieliśmy się, kto ostatecznie znajdzie się w samolocie, którego los był wcześniej przewidziany. Znalazł się tam Lincoln i tej postaci raczej już nie zobaczymy w tym serialu. Wybuchł on razem z Hive'em na pokładzie i świat ponownie został uratowany. Czy łezka mi się w oku zakręciła? Chloe Bennet zagrała bardzo przekonująco, ja jednak do ostatniej chwili nie czułem tego związku, podobnie jak scenarzyści, którzy prawdopodobnie postanowili go po prostu ukrócić. Pod sam koniec dowiedzieliśmy się, że akcja przeskoczyła o przynajmniej pół roku, a Coulson i Mack próbują dorwać Daisy. Z rozmów obu panów możemy wywnioskować, że ponownie się to nie udało, a Coulson martwi się zdaniem raportu dyrektorowi. Czyżby stracił swoją posadę na rzecz... no właśnie, kogo? No i tajemnicza postać na końcu... Z pewnością rozbudzono nasz apetyt, ale mam nadzieję, że czwarty sezon okaże się po prostu dużo lepszy niż ten miniony, który można opisać w paru krótkich, żołnierskich słowach: dobry, ale bez szału.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj