Na mapie naszego życia istnieją punkty, z których nie można się wydostać. Funkcjonujące niejako poza czasem i przestrzenią, działające na zasadzie potężnych blokad, których nie są w stanie sforsować ani sesje terapeutyczne, ani coś, co moglibyśmy określić jako powrót do normalności. To właśnie o nich opowiada wybitna Aida. Film Jasmili Žbanić jest jedynym w swoim rodzaju, kinowym magnesem przyciągającym nas w stronę bólu. Nadjeżdża jak emocjonalny walec, wyniszcza i obraca w perzynę wiarę w ludzkość. Horror masakry w Srebrenicy w dziele Bośniaczki wybrzmiewa co prawda subtelnie, ale jego intensywność poraża i nikogo nie pozostawi obojętnym. Seans spędzicie ze ściśniętym gardłem, poszukując bezpiecznych dróg ucieczki - będziecie tworzyć analogie do tragedii Auschwitz, rozkładać ciężar odpowiedzialności za zbrodnię pomiędzy widmem upiornego nacjonalizmu a wykolejoną, bezduszną machiną biurokratyczną ONZ, nasłuchiwać w symfonii grozy choć nuty pojednania. Ta ostatnia wbrew pozorom wcale nie przychodzi w znakomitym epilogu opowieści, tak jak Žbanić w żadnym stopniu nie pretenduje do miana tej, która da jedynie świadectwo prawdzie. Dla odczytania produkcji perspektywa "ku przestrodze" byłaby bowiem zbyt banalną, wyświechtaną. Aida w pierwszej kolejności staje się próbą wyzwolenia od nienawiści, fundamentem, na którym może zaistnieć nowe już, choć wciąż prześladowane przez widma przeszłości społeczeństwo. Chciałbym wierzyć, że w dojmująco smutnym 2020 roku film Žbanić stanie się tym najważniejszym, nawet jeśli przynosi nam katharsis w swojej najupiorniejszej formie.  Na podstawowym poziomie Aida jest próbą rekonstrukcji historycznej wydarzeń z lipca 1995 roku, w trakcie których armia bośniackich Serbów pod wodzą gen. Ratko Mladića dokonała aktu ludobójstwa na ponad 8 tys. muzułmańskich mężczyznach i chłopcach, gwałcąc jednocześnie wiele z ich żon i matek. Ta największa tragedia Europy od czasu II wojny światowej przez jej sprawców została określona wprost mianem "czystki etnicznej", tym bardziej przerażającej, że odbywającej się w bezpośredniej bliskości jednej ze stref bezpieczeństwa ONZ. 400 stacjonujących tam holenderskich żołnierzy pod dowództwem pułkownika Thoma Karremansa nie podjęło właściwie żadnych działań, aby powstrzymać nadchodzącą zbrodnię, przy czym winą za taki obrót spraw należy obarczyć przede wszystkim podejmujących decyzje urzędników, którzy pozostawali głusi na wszelkie apele o wsparcie z powietrza czy inną formę reakcji. W filmie Žbanić wymiar historyczny masakry ma jednak takie samo znaczenie, jak rozgrywający się w jego centrum osobisty dramat tytułowej bohaterki. Mieszkająca w Srebrenicy Aida (genialna Jasna Djuricic) pracuje jako tłumaczka ONZ, która na każdym kroku stara się wykorzystać swoją pozycję, aby ocalić męża i synów. Najpierw próbuje przemycić ich do bazy, w której schronienie odnajduje tylko część z dziesiątek tysięcy koczujących pod nią muzułmanów, później zaś robi wszystko, by nie dopuścić do znalezienia się przez nich w zaplanowanym przez Serbów i uzgodnionym z ONZ transporcie - ten od początku wydaje się kamuflażem i wstępem do masowych mordów. Jest coś zatrważającego i zarazem fascynującego w fakcie, że nawet znając historyczne realia masakry w Srebrenicy, prawdę o filmowych wydarzeniach odkrywamy punktowo, jakby nieuchronna przyszłość pozostawała zakryta welonem tajemnicy. Žbanić nakłada bowiem na rzeczywisty koszmar elementy fikcyjne, które zarysowują i potęgują moc sprawczą przekazu. Zagłada jednostki idzie tu ramię w ramię z katastrofą całej cywilizacji. Echo Srebrenicy nigdy nie może zamilknąć; w przeciwnym razie w tym bośniackim mieście ludzkość symbolicznie polegnie raz jeszcze. 
fot. Indie Sales/Deblokada Film
W niektórych krajach Aida wejdzie do kin z tytułem rozpoczynającym się od słynnego pytania "Quo vadis?". Według legendy uciekający z Rzymu przed prześladowaniami chrześcijan święty Piotr miał je zadać Chrystusowi, którego spotkał na Via Appia - odpowiedź sprawiła, że apostoł wrócił do Wiecznego Miasta, w którym później poniósł śmierć. "Skoro ty uciekasz z Rzymu, ja do niego podążam, aby dać się na nowo ukrzyżować"; te słowa Jezusa wydają się określać to, czym film Žbanić na najgłębszym poziomie jest. Powrotem do niewyobrażalnego cierpienia, znajomo brzmiącą i wyglądającą drogą bólu, która ma w zamierzeniu ustawić podwaliny pod nowy porządek. Głównym wektorem okrutnego tanga srebrenickiej śmierci jest bowiem jego cykliczność - po rzeczywistej zbrodni dało ono o sobie znać ponownie w czasie powrotu muzułmańskich kobiet, które przygniecione olbrzymią rozpaczą musiały identyfikować szczątki swoich najbliższych. Później tragedia ta została wpisana w trwający po dziś dzień proces rozliczeń; choć najważniejsi decydenci doczekali się wyroków, gros oprawców jest obecnie sąsiadami żon, matek i córek ofiar. Žbanić doskonale zdaje sobie sprawę z wszystkich wymiarów masakry, lecz reżyserka nie próbuje zamienić swojej historii w osobliwe post scriptum do ludobójstwa czy filozoficzną dysputę w cieniu masowych grobów. Tym, co w Aidzie uderza najmocniej, jest przedstawiony z wielką dbałością o detale i starający się uchwycić nieustannie zmieniające się konteksty proces, który doprowadził do zbrodni i uruchomił całą lawinę jej następstw. Na skrupulatnie nakreślony przez reżyserkę świat nieustannie spoglądamy więc oczami głównej bohaterki, kobiety miliona twarzy, nawet jeśli na każdej z nich maluje się grymas bólu i krzyk bezsilności. Choć protagonistka momentami znika z centralnego planu wydarzeń, widz śledzi je przez pryzmat wiedzy, którą posiada o nich Aida. Reakcje są natychmiastowe: bieganie pomiędzy pokojami Karremansa i innych zwierzchników misji ONZ, desperackie próby ukrywania męża i synów, błagania, ucieczka w świat wyobrażeń. W miarę upływu seansu zdamy sobie sprawę, że bohaterka na swoich barkach niesie nie tylko krzyż osobistego dramatu, ale i nieuchronne brzemię upadku całej ludzkości, fenomenalnie dokumentowanej i konserwowanej w postawach i zachowaniach holenderskich żołnierzy. Ci ostatni toną w oceanie strachu, tracą kontrolę nad pieczołowicie wyreżyserowanym przez Mladića aktem zbrodni, bezwiednie stając się jego niemymi obserwatorami. Serbski generał nieprzypadkowo podąża w kolejne miejsca wraz z towarzyszącą mu kamerą. To furman i scenarzysta śmierci jednocześnie, pozujący na zewnątrz na człowieka honoru, w gruncie rzeczy zaś zepsuty do szpiku kości. Ot, barbarzyńca, który rozstawia Karremansa i spółkę po kątach, rozmywając winę za całą sytuację. Działania Mladića wybudzą w nas ten sam dyskomfort, który wydobywa się z sekwencji przedstawiających spotkania Serbów i muzułmanów. Przeciwko sobie stają tu niedawni przyjaciele, uczniowie z tej samej szkoły, sąsiedzi. Nie jestem jednak pewien, czy określenie "człowiek człowiekowi zgotował ten los", byłoby właściwe w kontekście Aidy. Pierwiastek ludzki w Srebrenicy zupełnie zaginął w przypływie fali dehumanizacji, przybierając formę makabrycznego żartu opowiedzianego z samego centrum sceny zbrodni. Upiorny spektakl, który - podobnie jak cały film Žbanić - paraliżuje mieszanką strachu, bezsilności i zezwierzęcenia.  Djuricic w roli głównej oferuje na ekranie jeden z najbardziej hipnotyzujących występów tego roku. W portretowanej przez nią postaci skupiają się wszystkie wzorce postaw człowieka w sytuacji skrajnej; gdy trzeba, Aida walczy jak lwica o swoich najbliższych, by w innym miejscu wyładowywać frustrację, błagać na kolanach, zastraszać, oszukiwać, szlochać. Magnetyzm protagonistki wzmacniają zwłaszcza zbliżenia na jej twarz, wydawałoby się za każdym razem inną, a jednak wyrażającą ten sam przejaw bezsilności. Kapitalnie radzą sobie również Boris Isaković (Mladić) i Johan Heldenbergh (Karremans). Pierwszy przetacza się przez ekran niczym cichy, ale stopniowo przybierający na sile huragan, który zmiecie absolutnie wszystko, co spotka na swojej drodze. Z kolei drugi z aktorów w umiejętny sposób oddaje narastający w dowódcy misji ONZ strach, z czasem prowadzący do zupełnego zagubienia w rozgrywających się wokół niego wydarzeniach. Warto wspomnieć o świetnych zdjęciach - operator, raz po raz zmieniając perspektywy, potęguje uczucie dyskomfortu. Na deser zostaje ścieżka muzyczna, subtelna i zarazem budząca grozę, a przy tym serwowana z celową oszczędnością.  Jestem niemal pewien, że najbardziej szokującą sceną stanie się dla Was makabryczna sekwencja przywołująca na myśl upiorną wariację na temat zabiegu zastosowanego w Bękartach wojny. Sama w sobie byłaby poruszającym podsumowaniem ekranowych wydarzeń. Žbanić chce iść jednak krok dalej, w kierunku zupełnie już nowej rzeczywistości. Epilog filmu jawi się jak żałobna pieśń nad grobami umarłych, trwająca nieprzerwanie od 25 lat. Co zostaje ze Srebrenicy? Wszechogarniający ból, który będzie udzielał się Wam na długo po seansie, ale i subtelnie zaklęta w oczach Aidy harmonia społeczna, pokrzepiająca w całej swej posępności. To jednak ani nadzieja na lepsze jutro, ani światełko w tunelu długoletnich waśni. To raczej wiara, że dorastające na naszych oczach pokolenie będzie rozsądniejsze od poprzedniego. Najważniejszą lekcją, jaką może mu dać tytułowa bohaterka, jest ta z pokonywania nienawiści. Prowadząca nas do pustego pokoju, zza którego dobiega wołanie dziecka. Nie pytajcie Aidy, dokąd idzie. Ona jest po prostu tam, gdzie każdy z nas powinien dotrzeć. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj