Od początku widz musiał być nastawiony na to, że finał "American Horror Story: Freak Show" to jedna wielka rzeź. Bohaterowie giną mniej lub bardziej widowiskowo, szybciej lub wolniej. Tu nie pojawia się pytanie czy, ale raczej jak. I oczywiście można byłoby narzekać, że twórcy chcą po prostu pozamykać wszystkie wątki jak najszybciej, zwłaszcza że czas leci na łeb, na szyję. Można by. Jednakże to jest "American Horror Story: Freak Show", więc to, co w innym serialu nie przeszłoby, tu przejdzie. Choć nie zawsze tak prosto. To, co może denerwować w tym sezonie, to pojawianie się bohaterów na chwilę – a potem aktorzy po prostu łażą sobie po planie, bo nie mają nic innego do roboty. Po co wprowadzono Fat Lady, Barbarę? Po co wprowadzono ukochaną Silkmana? Przedstawiono je, a potem po prostu sobie były - i tak aż do końca. Czy naprawdę nie można było się skupić zamiast tego na jeszcze jednej dobrze napisanej postaci lub odpuścić sobie niepotrzebne wątki i skoncentrować się na tych dobrych? Niestety, finał to prawdziwy rollercoaster – dzieje się dużo, bardzo dużo, a nawet za dużo. Z masakry przenosimy się na ślub, ze ślubu na zemstę, z zemsty na pokaz telewizyjny, z pokazu na sekwencję szczęśliwych bohaterów, z tego na Elsę Mars, a po niej wracamy tam, gdzie to wszystko się zaczęło – czyli do cyrku. Jednak to wszystko to plątanina różnych fragmentów, która przypomina raczej chaos, choć - co prawda - nie oznacza, że średniej jakości. Wiele rzeczy pewnie widza rozbawi, wiele wzruszy, wiele ucieszy, ale pozostawi niedosyt. [video-browser playlist="652367" suggest=""] Jedną z tych miłych rzeczy jest powrót starych bohaterów – takich jak Twisty czy Edward Mordrake. Szkoda tylko, że na tak krótko, ponieważ były to świetne postacie. Niestety, jak wspomniałam, czas goni, przez co po macoszemu zostali potraktowani nie tylko bohaterowie epizodyczni, ale również ci ważniejsi – nawet Elsa. Zamiast pokazać ich rozwój, jak to się stało, że skończyli oni w ten, a nie inny sposób, mamy raczej szybką szamotaninę, a widz tylko zastanawia się, jak i dlaczego tak się stało. Trzeba jednak przyznać Murphy’emu, że przynajmniej pozamykał wszystkie wątki, zamiast zrobić jak w sezonie drugim. Czytaj również: 5. sezon „American Horror Story” zupełnie inny od poprzednich Gdy pomyśli się o fabule "American Horror Story: Freak Show", do głowy przychodzi podróżnik, który miał dobrze wyznaczoną ścieżkę, lecz w chwili nieuwagi zgubił cel i próbował szybko na koniec do niego wrócić. Przy bardzo dobrej pierwszej połowie druga przypominała raczej różnego rodzaju zapychacze, które miały nas skierować do finału. I tu pojawia się pytanie, czy nie lepiej można było to wszystko zrobić, ponieważ trudno ocenić serial, który zaczął się tak obiecująco, a skończył w tak chaotyczny sposób. Zwłaszcza że wiele rzeczy działało bardzo dobrze: dobór aktorów, ciekawe postacie, muzyka, niektóre wątki. A potem twórcy po prostu zgubili rytm i próbowali to zatuszować. I niby konwencja może to wybronić – pytanie tylko, czy na pewno. Jednak to "American Horror Story", więc będzie się czekało na następny sezon - oby lepszy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj