Film "Anatomia zemsty" z Jennifer Aniston jest dokładnie taki sam jak gra aktorki: czeka nas seans ani wybitny, ani okropny, który mógł być o wiele lepszy. Niestety - tylko mógł.
Po pierwsze – nie czytajcie opisu "Life of Crime" z DVD, ponieważ znajduje się tam streszczenie całego filmu, od początku do końca. Z tego powodu widz wyobraża sobie zupełnie inną produkcję i przez całe 96 minut czeka, aż skończy się wstęp. O wiele lepszy (i bardziej prawdziwy) jest opis angielski, który w skrócie brzmi: „Dwóch zwyczajnych kryminalistów ma więcej kłopotów niż zysku po porwaniu żony znanego bogacza, który nie chce zapłacić miliona dolarów za jej uwolnienie”. Brzmi nudno? I niestety jest.
Sam film, który w zamyśle miał być komedią kryminalną, jest po prostu byle jaki. Co smutniejsze, łatwo wypunktować fragmenty, które miały być zabawne, a nie wyszło. Trudno mi stwierdzić, czy to z powodu gry aktorskiej (która nie była zła - była po prostu bez iskry) czy kiepskiego scenariusza. W ciągu tej półtorej godziny widz ani razu się nie zaśmieje ani nawet nie uśmiechnie. I nie chodzi o to, że humor produkcji jest obrzydliwy, tego humoru po prostu nie ma. Tak samo jak kryminału - może to dlatego, że zaspoilerowałam sobie opisem DVD, ale nie interesowało mnie to, co się stanie z główną bohaterką czy porywaczami. Za to cały czas czekałam, aż film się rozkręci, a gdy w końcu doszłam do „głównego wątku”, nastąpił koniec.
[video-browser playlist="681772" suggest=""]
Kiepskość tego filmu boli tym bardziej, że sam pomysł na postacie nie był zły. Mamy dwóch złodziejaszków, którzy pierwszy raz próbują porwać dla okupu; ich dziwnego kolegę zafascynowanego nazizmem; męża drania, który nie kocha żony, i jego młodą kochankę, sprytniejszą, niż może się na początku wydawać. I oczywiście główną bohaterkę graną przez Jennifer Aniston, Mickey, która przestaje być szarą myszką i zaczyna sama kierować własnym życiem. Wydawałoby się, że z takiej grupy zrodzi się chociaż jeden dobry gag, zwłaszcza że sami aktorzy też nie są źli - w końcu mówimy o Aniston (która została sławna dzięki „Przyjaciołom”, ale w swoich kiepskich komediach romantycznych też potrafiła być całkiem zabawna), Fischer (która ma po prostu talent) czy Timie Robbinsie. Obsada wydaje się jednak grać z przymusu, jakby aktorzy podpisali kontrakty bez czytania scenariusza, a po zobaczeniu, jaki jest on beznadziejny, zmuszali się do gry. Tylko zmuszali. Jedyny plus tego filmu to chemia między Jennifer Aniston a Johnem Hawksem, jednak to nie oznacza, że oni ratują sytuację. Po prostu dzięki nim ta goryczka jest troszeczkę mniej wyczuwalna, niestety tylko troszeczkę mniej.
Tytuł oczywiście nie przebije "Dirty Dancing", ale na pewno jest gorszy niż "Pride" (cudowne „Pride”). Problem z „Anatomią zemsty” jest taki, że ta obiecana zemsta pojawia się dopiero w ostatniej sekundzie filmu. Dlaczego więc nie można było po prostu przełożyć tytułu na „Życie zbrodni”(„Life of Crime”)? Nie dość, że brzmi ciekawie, to jeszcze zgadza się treścią tej „komedii kryminalnej”.
Wydanie DVD jest kiepskie - dodatków po prostu nie ma. Widz może obejrzeć zwiastun filmu lub zobaczyć trailery "Paddington", "Mortdecai" i paru innych produkcji, więc nic ciekawego.
Zobacz również: Nowy zwiastun dla dorosłych filmu „Ted 2″
Filmu „Life of Crime” nie polecam nawet wielkim fanom grających w nim aktorów. Jest nudny, męczący i w ogóle nie bawi – lepiej porobić cokolwiek innego niż stracić 96 minut życia na ten twór.