Netflix przepełniony jest horrorami. W przeważającej liczbie są to niestety mało wartościowe propozycje. Jest też dużo sztampowych i odtwórczych średniaków, ale od czasu do czasu można trafić na prawdziwe perełki. Takim serialem jest właśnie Archiwum 81.
Archiwum 81 to jeden z tych przypadków, kiedy to zupełnie nieznana produkcja bierze szturmem netflixowe rankingi popularności. Na tej zasadzie działał hype związany ze
Squid Game i w podobny sposób popularność zyskał właśnie omawiany horror. Oczywiście nie można porównywać tego, co działo się w przypadku koreańskiego serialu, z poziomem zainteresowania
Archiwum 81, ale nie ma wątpliwości, że funkcjonuje tu podobny system. To dobra tendencja, bo poszczególne produkcje wypływają nie dlatego, że są sztucznie napompowane marketingowo. Po prostu mają w sobie coś interesującego i wartościowego. Mówiąc krótko, są na tyle dobre, że rzesza widzów interesuje się nimi i poleca je dalej.
Archiwum 81 wpisuje się w ten trend i jest to jak najbardziej zasadne, bo mamy tu do czynienia z bardzo dobrym serialem grozy. Produkcja sprawiająca wrażenie niskobudżetowej wciąga historią i tajemnicą, choć warto zaznaczyć, że nie uświadczymy tutaj żadnych spektakularnych fabularnych fajerwerków. To dość klasyczna opowieść grozy, a jej główną wartością jest sposób odkrywania misterium, które z każdym odcinkiem prowadzi nas coraz głębiej w mrok. Interesująca jest też merytoryka historii, bo wraz z głównymi bohaterami badamy pierwotny kult związany z inną rzeczywistością. Wszystko to doskonale wpisuje się w konwencję lovecraftowskiej opowieści, w której to badacze i przypadkowi poszukiwacze przygód obcują z przedwiecznymi bóstwami i ich oddanymi kultystami. Droga ku prawdzie prowadzi przez meandry umysłów protagonistów, którzy nierzadko popadają w szaleństwo, nie potrafiąc pojąć idei tego, z czym obcują. Tematycznie
Archiwum 81 nie ma nic wspólnego z Mitami Cthulhu, a wielka szkoda, bo momentami nawiązania są tak czytelne, że aż trudno uwierzyć, iż twórcy nie inspirowali się spuścizną H.P. Lovecrafta.
Archiwum 81 przedstawia dwie historie, które się zazębiają, przenikają, a finalnie łączą w jedną. W latach dziewięćdziesiątych Melody wynajęła mieszkanie w nowojorskim budynku, w którym działy się niepokojące rzeczy. Uzbrojona w kamerę rejestrowała wszystko to, co się jej przydarzało, aż do momentu tajemniczego zniknięcia. Współcześnie Dan, na zlecenie tajemniczego biznesmena, przegląda nagrania Melody i co rusz trafia na dziwne i niezrozumiałe wydarzenia. Obrane płaszczyzny narracyjne mogą wywołać wrażenie, że mamy tu do czynienia z produkcją nakręconą w konwencji
found footage. Oglądamy przecież zagubione taśmy, na których zarejestrowany jest koszmar bohaterki. To jednak mylne odczucie. Głównym protagonistą opowieści jest badający taśmy Dan, więc najważniejsze wydarzenia toczą się poza nagraniami. Od czasu do czasu oglądamy zarejestrowane filmy, ale historia Melody częściej prezentowana jest w formie fabularnej retrospekcji, a nie
found footage.
Dobrze, że twórcy nie próbują na siłę narzucać serialowi jednej konwencji, bo dzięki temu mają więcej możliwości na utrzymanie atmosfery opowieści.
Archiwum 81 odnosi sukces zarówno na płaszczyźnie klimatu, jak i samej historii. Mimo że nie należy ona do zbyt złożonych, opowiedziano ją w tak interesujący sposób, że trudno oprzeć się
binge-watchingowi. Twórcy odpowiednio zarządzają tajemnicami. Wiedzą, kiedy ujawnić nieco więcej i w którym momencie odsłonić prawdziwy koszmar. Poświęcają też dużo miejsca rozwojowi bohaterów, pokazując ich emocje, wątpliwości i ogólny stan psychiczny. Melody i Dan mimo swojej wrażliwości prą do przodu, nie poddając się nawet wtedy, gdy jawi się przed nimi przerażające zło z innego świata. Nie ma to jak dobrze skonstruowani protagoniści, którzy w trakcie seansu stają się naszymi towarzyszami podczas podróży w nieznane.
W ostatnim odcinku serialu zostajemy nieco wybici z mrocznego tonu opowieści. Grozę zastępuje fantastyka, a mrok surrealizm. Można mieć wątpliwości, czy to właściwy kierunek dla produkcji, która w tak udany sposób niepokoiła nas w poprzednich epizodach. Finał rozgrywa się na poziomie umysłu głównego bohatera, który konfrontuje się z nieprzepracowanymi traumami. Pierwotne zło spersonifikowane pod postacią bóstwa/demona Kaelego schodzi na dalszy plan i już nie oddziałuje tak mocno na wyobraźnię oglądających. Istota przestaje być tajemnicza, przez co format traci nieco swoją siłę napędową. Inny świat, do którego przenosi się Dan, jest lustrzanym odbiciem naszego. Tu zdecydowanie wizja twórców rozchodzi się z pomysłami H.P. Lovecrafta, który specjalizował się w nadawaniu alternatywnym rzeczywistościom koszmarnych atrybutów. Co więcej, twórcy kończą serial w otwarty sposób. Dan przenosi się do lat dziewięćdziesiątych, a Melody ląduje we współczesności. Serial ma więc otwartą furtkę dla dalszej opowieści, ale jakoś trudno sobie wyobrazić, że kolejne odsłony będą wciąż tak niepokojące. Możliwe, że w następnym sezonie kluczem do fabuły będą podróże w czasie i przemieszczanie się pomiędzy wymiarami. Jeśli tak się stanie, horror może zagubić się w natłoku scenariuszowych wolt. Gatunkowe motywy często schodzą na dalszy plan, gdy twórcom dane jest pobawić się czasem i przestrzenią.
Nie wybiegajmy jednak zbyt daleko w przyszłość, bo wciąż nie wiadomo, czy druga seria powstanie (choć po sukcesie produkcji i otwartym zakończeniu trudno sobie wyobrazić, żeby miało jej nie być). Kontrowersyjne zakończenie nie jest w stanie zatrzeć pozytywnego wrażenie, jakie zostawia po sobie serial.
Archiwum 81 to ciekawa zagadka grozy, której eksploracji nie powstydziłby się
H.P. Lovecraft. Dobra narracja, właściwa podbudowa psychologiczna protagonistów, wykreowanie mitologii fikcyjnego bóstwa (świetny odcinek retrospektywny, który przenosi nas do początków XX wieku) to tylko niektóre zalety formatu. W serialu można też poczuć styl lat dziewięćdziesiątych, których motywem przewodnim są analogowe nośniki VHS.
Archiwum 81 udowadnia, że historie grozy opowiadane przez właściwego narratora mogą mieć wielką siłę, nawet jeśli gdzieś je już słyszeliśmy. W tym przypadku jest coś na rzeczy, bo przecież jednym z producentów serialu jest
James Wan. Ten pan wie co nieco o horrorze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h