W nowym epizodzie serialu Arrow John i reszta zespołu odkrywają, że do Star City powróciła Black Siren, która morduje pozornie przypadkowe osoby, aby zdobyć ich odcisków palców. W tym czasie do Felicity zgłasza się Alena. Prosi przyjaciółkę o pomoc w sprawie powstrzymania założyciela Helix - Caydena Jamesa - przed wdrożeniem w życie jego szatańskiego planu, który byłby śmiertelny w skutkach dla milionów osób. Wkrótce okazuje się, że śledztwo, które prowadzi Team Arrow oraz sprawa Felicity są ze sobą ściśle powiązane, a stawką jest bezpieczeństwo Internetu. Po pierwsze słabo wypadają czarne charaktery występujące w odcinku. Black Siren została w tym epizodzie przedstawiona jako zwykła antagonistka na posyłki, za której intencjami nie kryje się nic ciekawego. Szkoda, ponieważ wcześniej wydawało się, że za złym sobowtórem Laurel stoi coś głębszego, jakaś interesująca, wielowymiarowa intryga. Niestety, tak się nie stało, a zapowiadany w poprzednich odcinkach tajemniczy mocodawca i wybawiciel Black Siren to po prostu kolejny megalomański schwartzcharakter jakiego znamy z wielu produkcji tego typu. Cayden James w końcu pojawia się na ekranie w pełnej okazałości. Jednak jest bardzo jednowymiarową, płytką postacią, która niby jest genialnym strategiem i zawsze posiada plan awaryjny na każdą sytuację, ale w tym wypadku w ogóle tego nie widzimy. Po prostu antagonista na razie wyrzuca z siebie kilka groźnych tekstów swoim flegmatycznym głosem, nic poza tym. Nawet grający go Michael Emerson nie wnosi nic specjalnego do swojej postaci, ale to chyba wina słabego scenariusza. Wielki minus za zmarnowanie - póki co - talentu tego zdolnego aktora. Jeśli chodzi o główny wątek fabularny odcinka, to również prezentuje się średnio. Twórcy prowadzą narrację dwutorowo, by następnie połączyć obydwa wątki w całość wspólną intrygą, sięgającą znacznie głębiej, niż początkowo zakładali. Jednak nie wypada to przekonująco. Sam pomysł, aby wielki haker pozbył się ważnego narzędzia swojej pracy, czyli wszechobecnego Internetu, jest zupełnie irracjonalny. Do tego dodajmy takie głupotki fabularne, jak między innymi naiwność bardzo zdolnych hakerek, czyli Felicity i Aleny, które dają się łatwo zmanipulować i wprowadzić w zastawioną przez Jamesa i Black Siren pułapkę albo zupełny brak zdolności śledczych prezentowany przez członków Team Arrow. Dopiero, gdy pojawia się Felicity zespół wpada na trop we własnym śledztwie, co jest kiepskim rozwiązaniem fabularnym. Rzutuje to na ogólny odbiór odcinka i wprowadza wiele narracyjnych niespójności. Słabym posunięciem twórców było również usunięcie głównego bohatera w cień. Oliver tylko przechadza się po bunkrze, odwiedza Felicity albo od czasu do czasu usiądzie za komputerem. Odebranie mu roli Green Arrowa pozbawiło go także pewnego rodzaju interesującego rysu psychologicznego i jakiejkolwiek głębi, przez co stał się jedną z najnudniejszych i najbardziej irytujących postaci w produkcji The CW. Nie pomogło ustawienie Queena - nie wiadomo po co - na stanowisku Felicity jako wsparcia technicznego zespołu, co w pewnych momentach ocierało się o element autoparodii. Najlepiej obrazuje to scena, w której Oliver mówi, że nawet jego syn mógłby obsługiwać ten sprzęt, po czym kieruje Felicity wprost do stanowiska, gdzie przebywają złoczyńcy. Pewnie niedługo Oliver wróci do roli Green Arrowa, ale póki co jest niepotrzebną postacią w serialu. Nowy odcinek Arrow oferuje nam słabo napisanych antagonistów i kiepską intrygę, która czasami naprawdę szokuje, jednak tylko słabymi fabularnymi rozwiązaniami. Mam nadzieję, że twórcy wyciągną z tego wnioski  i  w kolejnych epizodach w należyty sposób rozwiną historię prezentowaną na ekranie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj