Team Arrow przygotowuje się do pożegnania Thei, która postanawia wyjechać z Royem i rozpocząć nowe, spokojne życie. Jednak w celebrowaniu tego wydarzenia przeszkadza Athena, zastępczyni Malcolma Merlyna z Gildii Thanatosa, organizacji stworzonej na zgliszczach Ligi Zabójców. Kobieta pragnie odnaleźć tajemną mapę ukrytą przez jej mistrza. W kolejnym epizodzie natomiast Oliver i spółka muszą ratować policjantów niepracujących dla Ricardo Diaza, przy okazji starają się odkryć magazyn, w którym jest produkowane Vertigo, aby je zniszczyć i tym samym odciąć przestępcę od źródła dochodów. Zdecydowanie lepiej wypadł w tym zestawieniu odcinek z bardziej przyziemnym wątkiem przestępczym. W ogóle przeniesienie produkcji The CW na ten poziom, w którym zamiast tajemnych, mistycznych organizacji i łotrów z supermocami mamy do czynienia ze światem gangsterskim, wyszło serialowi na dobre. Ten wymiar lokalny ze skorumpowanymi policjantami i szefami przestępczego półświatka doskonale komponuje się z charakterem opowieści o takim bohaterze jak Green Arrow. O wiele bardziej pasuje do historii od większych niż życie antagonistów starających się zniszczyć świat. Tamci popadali w większości przypadków w niezamierzoną autoparodię, tutaj mamy ciekawe wyzwanie dla Olivera i rasowy czarny charakter z krwi i kości. Natomiast nie za bardzo zrobił na mnie wrażenie wątek prezentowany w 16. odcinku z kolejnymi Jamami Łazarza i następnymi spadkobiercami Ligi Zabójców wyrastających jak spod ziemi. Athena zdecydowanie była bardzo słabym antagonistą odcinka i służyła tylko po to, aby popchnąć wątek Thei na zupełnie inne tory. Trochę jednak za mało jak na pozornie tak silną przeciwniczkę. Nie za dobrze wypadł także aspekt związany z Johnem obrażonym na Olivera za to, że ten postanowił zachować kaptur i nadal być Green Arrowem. Pomijając to, że niektóre argumenty i fochy Diggle'a ocierały się bardziej o produkcje dla dzieci z naburmuszonymi nastolatkami, to sam wątek był nie za bardzo potrzebny w narracji zaprezentowanej przez twórców. Obroniła się jedynie scena, w której John i Oliver wyciągają na wierzch wszelkie swoje animozje i wylewają całą żółć, jaka pomiędzy nimi była, doprowadzając do bójki. Ta ekspresja emocji zadziała nawet, powiedziałbym, ożywczo na wątek naszych bohaterów. Jednak chwilowe napięcie twórcy postanowili przerwać w najgłupszy możliwy sposób. Mianowicie po bójce niczym w szkole podstawowej następują szybkie przeprosiny przyjaciół. Ten konflikt można było odrobinę bardziej przeciągnąć i wydobyć z niego coś głębszego. Niestety tak się nie stało. Natomiast o wiele lepiej prezentowały się rozterki Olivera i Thei związane z przywdziewaniem strojów mścicieli. Sama relacja tej dwójki bohaterów nabrała w odcinku zupełnie nowego wymiaru, mianowicie scenarzyści zmienili kompletnie nastawienie i wcisnęli w działania rodzeństwa zachowania, które sprawiają, że - chcąc nie chcąc - nie można zapomnieć o swoim powołaniu. Nadało to interesującego brzmienia dla historii i ukazało nam po raz kolejny oblicze Speedy, które znacznie lepiej pasuje do niej niż spokojna i stateczna kobieta z ukochanym przy boku. Tak naprawdę twórcy zadali w tym epizodzie pytanie, czy swoim prawdziwym ja nasi bohaterowie nie stają się dopiero po przywdzianiu kaptura i ten aspekt bardzo mocno i w punkt wybrzmiał na ekranie. Najlepiej obrazuje to scena rozmowy Nyssy i Olivera o tym, że nie można zmienić swojego przeznaczenia. Scenarzyści tutaj również w ciekawy sposób nadali całej opowieści bardzo rodzinnego charakteru, także za sprawą pojawienia się córki Ra's Al Ghula, co jeszcze bardziej nasiliło rozterki naszych bohaterów z otoczeniem. Sama Nyssa ku mojemu zaskoczeniu wniosła nawet kilka razy pewne aspekty niewymuszonego humoru, gdy raz za razem mówiła do Olivera per mąż czy zwracała się do Felicity moja siostrzana żono. Muszę przyznać, że to sztywniactwo Córki Demona w połączeniu z ekspresyjnością ukochanej Green Arrowa stanowiło ciekawą mieszankę. Nowe odcinki Arrow nie ustrzegły się błędów, jednak reprezentują znacznie lepszy poziom niż odsłony z początku obecnego sezonu. Jeżeli twórcy postanowią zachować ten przyziemny, ludzki charakter, który znacznie bardziej pasuje do przygód zakapturzonego obrońcy Star City, to może to zdecydowanie wyjść na dobre produkcji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj