Przy poprzednim albumie klasyka światowego komiksu pisałem, że Moebiusa nigdy za dużo. Przy najnowszym muszę jednak ostrzec, że tym razem można odnieść wrażenie nadmiaru. Choć trzeba tu zaznaczyć, że świadomie zaplanowanego przez twórcę, zapraszającego nas w ten sposób w podróż przez mnogość wyobrażonych, niezwykłych światów, w których królują jak najbardziej przyziemne sytuacje.
Najnowszy wybór prac
Moebius można uznać za nieco kontrowersyjny. Antologia ta obejmuje bowiem niekwestionowane arcydzieła, jak i impresje, które można uznać za wprawki popełnione dla zabawy, w których bardziej niż twórcze dokonanie widoczny jest sam autor plus jego wątpliwości walczące z niepokornym, twórczym ego. A zatem dla czytelników komiksów, którzy chcieliby po raz pierwszy napocząć coś Moebiusa, niniejszy album może być w pewnej mierze niestrawny i kłopotliwy w odbiorze. Jednakże dwie historie z recenzowanego albumu są po prostu lekturą obowiązkową dla każdego wielbiciela komiksów -
Arzach i
Zboczenie, stanowiące kwintesencję twórczości francuskiego artysty.
Arzach. Szalony Eroktoman. Wakacje majora to już komiksowa legenda. Opowieść bez słów o tajemniczym wędrowcu poruszającym się na równie tajemniczym ptaku po niezwykłym, wyjętym wprost z gatunku weird fiction świecie do dzisiaj urzeka pomysłowością i malarską poezją na jednych z najpiękniejszych w historii komiksu planszach. To w
Arzachu Moebius dotknął czegoś absolutnego w formie, wyjętego prosto z podświadomości połączonej z materią snu. Dużo można by pisać o symbolice, o wpływie
Arzacha na historię komiksu, o tym, że dotyka on jakiejś intymnej partii naszych wyobrażeń, czegoś dla nas niezwykłego i nieosiągalnego. Trzeba ów komiks po prostu przeżyć samemu i ułożyć z tych obrazów własną historię.
Niejako za zapowiedź cudów
Arzacha można uznać poprzedzające go w albumie
Zboczenie. Ta historia była dla Moebiusa rodzajem eksperymentu. Ze zwykłej czynności, ze zwykłego wydarzenia, jakim jest rodzinny wyjazd na wczasy, wysnuwa alegoryczną opowieść o tym, co może się wydarzyć, jeśli zdecydujemy się zboczyć z ustalonej trasy. Zboczyć, czyli zrobić objazd, wybrać inną ścieżkę, doświadczyć czegoś nowego. W tych słowach, w tym pomyśle Moebiusa kryje się historia, w której w ramach podjętej decyzji odbiegającej od codziennej rutyny, otwierają się nowe światy. Tak, po prostu nowe światy, które mogą wywołać w nas przerażenie albo zafascynować albo nawet zatrzymać, zagarnąć na zawsze. Światy, w których wszystko jest możliwe, światy do których trafimy, jeśli tylko zdecydujemy się zrobić coś innego, niż zwykle. Światy nieograniczonej wyobraźni, które aż chcą wypchnąć się na zewnątrz z bogatych w szczegóły kadrów Moebiusa.
Po tej niezwykłej przystawce, okazuje się, że tak naprawdę mieliśmy do czynienia z głównym daniem albumu. Pozostałe historie nie budzą już takich emocji, chociaż też w jakiś sposób można się w nich rozsmakować. Do dzisiaj - bo czytałem go już wiele lat temu - nie mogę przekonać się do
Szalonego Erektomana, owszem interesującego formalnie - co od razu dostrzeżemy w podziale konceptu tej historii na dwie części, widocznej w układzie plansz. To w zasadzie, oprócz śmiesznej, zwariowanej historyjki o tytułowym bohaterze, komiks zagadka, którą buduje przed nami zestaw obrazów po lewej stronie albumu.
To, co czeka nas dalej, to zestaw krótkich, przeróżnych form, na których Moebius testuje swoje graficzne możliwości i scenariuszowe, najczęściej humorystyczne aspekty. Zestaw o tyle ciekawy, że często obracający się wokół postaci autora (czy też Autora), którego wpływ na opowieść, a czasem nawet sama w nich obecność ma wyjątkowy charakter. Moebius swoje opowieści niszczy, Moebius nimi manipuluje, Moebius zawraca je z wiadomego zdawałoby się toru. Moebius po prostu bawi się swoim nowym wcieleniem, które odkrył pewnego dnia w chwili, kiedy zrozumiał, że nie musi rysować tylko serii
Blueberry #5: Złamany nos. Plemię widmo. Długi marsz i hołdować realistycznej kresce.
Te zabawy są z jednej strony fascynujące, z drugiej czasami prowadzące donikąd i bardziej stanowią świadectwo poszukiwań twórczych niż potrzebę opowiedzenie konkretnej i spójnej historii. Ale to już przywilej artysty, który oto zapragnął podzielić się ze swoimi odbiorcami nie tylko samymi wizjami, ale i mechanizmami procesu twórczego. Nie wszystkim te próbki przypadną do gustu, ale są jednocześnie świadectwem narodzin świadomego artysty, który gdy tylko zrozumiał, co i jak chce tworzyć, niejednokrotnie ocierał się o geniusz - zwłaszcza w pokazywaniu przyziemnych sytuacji w niezwykłych okolicznościach. Opieranie swych historii na tymże kontraście ma momentami porażającą siłę symbolicznego rażenia i jest jednym z najwspanialszych patentów francuskiego mistrza. A zatem - Moebiusa nigdy dość!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h