W czwartym odcinku Attack on Titan dzieje się naprawdę sporo, a widzowie wciąż muszą poczekać, aż główni bohaterowie dramatu wkroczą na scenę.
Oglądamy typową historię o obronie jakiejś placówki przed zmasowanym atakiem przeważającej siły wroga, co zawsze się sprawdza. Najlepsze w tym serialu jest to, że nawet kiedy z ekranu znikają Eren czy Mikasa, i tak nie ma miejsca na nudę. Ogromna liczba bohaterów o wielce zróżnicowanych charakterach zdecydowanie jest zaletą, ale kiedy przychodzi się z nimi pożegnać, naprawdę jest ich szkoda. Takie postacie jak Nanaba, choć ich osobowość zostaje ledwo zarysowana, wzbudzają podziw swoją niewiarygodną odwagą oraz umiejętnościami. Szkoda więc, że i tym razem kilku bohaterów padło ofiarą Tytanów.
Ktoś może uznać odcinek czwarty sezonu za niewiele wnoszący przerywnik – i może mieć rację, ponieważ fabuła niewiele posunęła się do przodu. Christa dalej zdaje się najniewinniejszą dziewczynką na świecie, ale twórcy (a raczej autor mangi) są mistrzami w podrzucaniu małych, niby nie znaczących wiele informacji, takich jak fakt, że Ymir potrafi rozczytać jakieś stare pismo, oznajmujące, że w danej puszce są… śledzie. Takie skrawki są starannie zbierane przez widza, który nie znając mangi, zbiera je mozolnie, starając się przekuć w cały obraz.
Odcinek jest pełen napięcia, a niekoniecznie do jego osiągnięcia potrzebne były ogromne, plenerowe sceny. Co prawda sporo tu walki na zewnątrz zamku, ale w środku jest znacznie ciekawiej – ciekawie robi się w zwłaszcza, kiedy Zwiadowcy posiadając tylko nóż, muszą zabić stosunkowo małych Tytanów, wdzierających się do środka. Heroizm Reinera Brauna robi wrażenie, a pomysł, aby Tytana wnieść na barkach i zrzucić z wieży – jest co najmniej szalony. Swoją drogą, jeżeli z premedytacją nie śledzi się na bieżąco wydarzeń z mangi, zdecydowanie nie polecam wpisywania imion i nazwisk bohaterów w wyszukiwarkach choćby po to, żeby sobie przypomnieć, jak się nazywają (nawet tych drugo- czy trzecioplanowych postaci), ponieważ internet bez litości rzuca spoilerami na prawo i lewo nawet w nagłówkach. Zepsucie sobie seansu
Attack on Titan boli podwójnie.
Bohater, który na chwilę przed śmiercią dostaje szansę, aby się napić, lecz butelka okazuje się pusta, jest zdecydowanie bohaterem tragicznym. Gelgar ma wyjątkowego pecha. Jednak chwilę później już się o nim nie pamięta, mniej lub bardziej dziwiąc się, że Ymir jest Tytanem. Mogła swoich przyjaciół uratować już dawno, ale z jakiejś przyczyny kryła się ze swoimi umiejętnościami aż do momentu, w którym nie było innego wyjścia. Ymir jako Tytana oglądamy zaledwie przez kilka sekund, po czym odcinek się kończy w jak najmniej ku temu stosownym momencie. Cliffhanger to chwyt stary jak świat, ale zawsze równie irytujący. Teraz wydaje się oczywiste, że połowa Zwiadowców może być Tytanami.
Pod względem graficznym jak zawsze świetnie wypadają sceny walki, a nie ma sensu się czepiać bardziej statycznych scen z Tytanami, które co prawda się pojawiają, ale twórcom można wiele wybaczyć. Najważniejsze, że to kolejny, dobry odcinek, który ogląda się z zainteresowaniem, no i z oczywiście ogromną ochotą na jeszcze. Ale następnym razem muszą w końcu pojawić się znani nam najlepiej Zwiadowcy, a już przynajmniej kapitan Levi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h