Macie swój ranking ulubionych blockbusterów? Przygotujcie na się na to, że wkrótce nastąpią w nim przetasowanie, jeśli nie radykalne zmiany. Bo „Avengers: Age of Ultron” z pewnością zawita w Waszym top 10.

Czy w adaptacjach komiksów można jeszcze wymyślić coś nowego? Najnowszy film Jossa Whedona jasno pokazuje, że niekoniecznie. Ale z drugiej strony – po co ulepszać coś, co sprawdza się świetnie takie, jakie jest? Ekipa nowego filmu ze studia Marvela nie ma złudzeń. Zamiast śnić o innowacji, korzysta ze starej, sprawdzonej receptury: więcej, mocniej, szybciej.

Avengers: Age of Ultron” zaczyna się sekwencją tak grubą, że ta spokojnie mogłaby wieńczyć film, a nie go otwierać. A jednak – ten intensywny start narzuca tempo, które utrzymuje się już do końca. Liczbę wybuchów na minutę można by pewnie odnotować jako rekord w księdze Guinnessa, masa pojedynków jest nie do zliczenia nawet przy trzeciej projekcji filmu. Akcja praktycznie nie daje momentu na złapanie oddechu, bohaterowie są w ciągłym ruchu, a ludzkość – w ciągłym zagrożeniu. Nie próbujcie nawet mrugać powiekami w trakcie seansu, zbyt wiele możecie w ten sposób stracić.

W nowej odsłonie „Avengers” zło przyjmuje nie tylko fizyczną formę. Żyjemy przecież w XXI wieku, kiedy lwia część naszej codzienności przeniosła się do wirtualnego świata. To w nim rodzi się też największe w tym filmie zagrożenie. Tytułowy czarny charakter za nic ma krzepę i tężyznę członków zespołu Tony’ego Starka. Naładowany danymi urasta w potęgę, której niegroźne są nadnaturalnie rozrośnięte mięśnie.

[video-browser playlist="638035" suggest=""]

Rozegrany między Ultronem i ekipą Avengers konflikt, choć to on jest osią historii, nie wypełnia w całości ekranowego czasu. Whedon, reżyser i scenarzysta filmu, dba o to, aby uwypuklić też relacje między pozytywnymi bohaterami. Znajduje czas dla romansu (tak, będzie całuśnie!) i kłótni, zwierzeń i marzeń, a nawet zabiera nas do domu jednego z superherosów, w którym poznajemy jego żonę i latorośl. Dzięki temu film zręcznie lawiruje między nastrojami, co zdolnemu twórcy pozwala na gatunkowe akrobacje. "Avengers: Age of Ultron" śmiało mógłby się ubiegać o tytuł komedii roku. Riposty, jakimi sypią postacie, i humor sytuacyjny przełamują najbardziej nawet dramatyczną scenę. Tych także nie brakuje, choć oczywiście ze względu na wiek widzów, którzy mogą zobaczyć film w kinie, pojedynki rozegrane są bezkrwawo, na ekranie niemal nie zobaczymy śmierci przedstawicieli ludzkości (z jednym, jakże zasadniczym, wyjątkiem).

Zobaczymy za to nowych bohaterów – rodzeństwo Maximoff. Quicksilver (Aaron Taylor-Johnson) i Scarlet Witch (Elizabeth Olsen) zostają wprowadzeni w świat Avengers naturalnie, reżyser poświęca im wystarczającą ilość uwagi, by zaistnieli w pamięci i świadomości widzów jako niezależne, wyraźne i charakterne byty. W ogóle w "Avengers: Age of Ultron" Whedon rehabilituje się za faworyzowanie niektórych postaci w pierwszej części serii. Tym razem uwaga rozłożona jest po równo, a ci, którzy w poprzednim filmie dostali jej mniej, wreszcie mogą rozwinąć skrzydła i pokazać się z najciekawszej strony, jak choćby mało wyraźny do tej pory Hawkeye (Jeremy Renner), który ma tutaj co najmniej kilka smakowitych epizodów.

Jeśli już coś można filmowi zarzucić, to że reżyserowi nie zawsze udaje się zapanować nad rozrastającą się liczbą postaci. W natłoku akcji niekiedy któryś z superbohaterów gdzieś mu umknie, o innym zapomni na trochę zbyt długo, ale dopóki nie szkodzi to logice, można mu to odpuścić. Tak naprawdę może to zacząć przeszkadzać dopiero przy dziesiątej, jeśli nie piętnastej projekcji filmu. Bo mniej więcej tyle razy ma się ochotę "Avengers: Age of Ultron" oglądać. Wypełnione akcją i emocjami dzieło to gwarancja rozrywki wysokich lotów, chociaż jego bohaterowie najczęściej mocno stąpają po ziemi. To zresztą kolejny atut tej produkcji.

[video-browser playlist="681658" suggest=""]

Twórcy coraz śmielej korzystają z możliwości rozgrywania pojedynków w otoczeniu dziesiątków statystów zamiast w pustych przestworzach. To, co wyprawia się w filmie w Seulu, winduje sceny akcji na nowy poziom. Bohaterowie nie tylko muszą zwalczyć wroga, ale też ochronić przy tym setki Koreańczyków, najczęściej każdego z osobna. Scen w pędzącym metrze, latającej ciężarówce czy tradycyjnym czołgu nie zapomnicie na długo po projekcji. Łączą one bowiem w sobie popisowe CGI ze świetnie dogranym detalem z klasycznie rozegranymi scenami aktorskimi. Ultron i Iron Man naparzający się w wagonie pośród rozwrzeszczanych seulczyków w wieku od niemowlęcia do późnej starości? To musiało się udać - i doskonale się udało.

Czytaj również: Czy wyciek sceny po napisach „Avengers: Czas Ultrona” jest prawdziwy? Joss Whedon odpowiada

Jeśli więc czegoś pozostaje sobie życzyć poza kolejnymi odsłonami serii, to chyba tylko tego, by Michael Bay czym prędzej obejrzał ten film. Może wtedy zrozumie, czym różni się blockbuster wypełniony akcją od angażującego blockbustera wypełnionego akcją. Joss Whedon tę różnicę pojął już dawno.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj