Pierwsze dwa odcinki sezonu wyraźnie zarysowują dynamikę grupy. Avengers zostali rozwiązani, ale pojawienie się Red Skulla oraz MODOK-a zmusza ich do ponownego zebrania się i walki ze złem. Wśród nich pojawia się nowy członek w postaci młodego Falcona. Widzimy, że relacje w grupie są takie, jak w filmie. Wizerunek również jest z niego zaczerpnięty, co widać głównie po postaci Hawkeye, którego pierwowzór komiksowy wyglądał nieco inaczej.
Początkowe odcinki poruszają kwestię przywództwa, tego, czy Iron Man jest w stanie dowodzić oraz samej współpracy wewnątrz grupy. Ta tematyka została lekko liźnięta w kinowym filmie, a tutaj zostaje znacznie rozbudowana. Udaje się to pokazać w sposób interesujący i wiarygodny. Dojrzewanie Starka do roli przywódcy może się podobać. Zaczynamy także widzieć główny wątek sezonu, czyli historię o grupie Cabal z komiksów. Iron Skull zbiera superłotrów, by wspólnie rzucić Avengersom wyzwanie. Taka fabuła Avengers Assemble jest ciekawa i ma w sobie potencjał na kawał dobrej rozwałki.
Najgorzej w tym wszystkim wypada odcinek trzeci, który skupia się na Falconie. Jego ciągła ekscytacja, że jest w Avengers, i zachowywanie się jak nastoletni fan zaczyna irytować superbohaterów. Fabuła odcinka jest strasznie oklepana - sprawdzenie się młodego, walki z fałszywymi Avengers, dojrzewanie do bycia w grupie i tak dalej - to wszystko było już tyle razy poruszane, że w tym serialu nie bawi. Zwłaszcza że twórcy nawet nie próbują podać tego w świeższej formie.
Natomiast czwarty odcinek jest zdecydowanie najlepszy z wyemitowanych. Wszelkie wady z trzeciego epizodu znikają i dostajemy 20 minut kompletnej, efektownej i emocjonującej rozwałki, w której zniszczenia są prawie takie, jak w kinowym filmie. Pierwszy raz widzimy zgraną grupę, która wspomaga się i współpracuje. W tle stoi przewodni wątek z Cabalem. Widzimy, że zebranie łotrów nie jest takie proste, gdyż Dr Doom olewa postulaty Iron Skulla, chcąc osiągnąć własną potęgę. Doom to chyba jedyna wada tego odcinka, ponieważ pokazano go w zbyt kreskówkowym stylu. Zachowuje się irracjonalnie i głupio podczas całej akcji.
Avengers Assemble nie idzie w ślady Mega Spider-Man - to możemy sobie śmiało powiedzieć. Serial nie prezentuje nam slapstickowego humoru, który spodoba się tylko 5-latkom. Produkcja w tonie i sposobie rozbawiania jest także utrzymana w stylu Avengers. Widzimy to szczególnie w relacji Thora z Hulkiem, których przekomarzanie się i bójki dostarczają rozrywki. Da się tu odczuć utrzymanie tego, co próbował stworzyć Joss Whedon. Nie wychodzi to jedynie we wspomnianym trzecim odcinku, gdzie w pewnych momentach sceny humorystyczne nie trafiały w sedno. Zwłaszcza gdy twórcy próbują nam pokazać Avengers jako grupę niepotrafiących się dogadać dzieciaków, które ciągle sobie dokuczają. Scena z ciasteczkami bawi, ale w pewnych momentach położono na ten aspekt zbyt duży nacisk.
Animacja nie stoi na najwyższym poziomie. Zdarzają się momenty, gdzie jest zbyt statyczna, przez co efektowność danej sceny drastycznie spada. W innych chwilach twórcy prezentują nam rozwałkę w efektownym stylu. Brak tutaj równowagi, gdyż czasami można dostrzec elementy niedopracowane, a innym razem cieszyć oko. Dziwny jest też zabieg z komiksowymi okienkami - co jakiś czas przy akcjach obraz zmniejsza się, tworząc kadr w stylu tego, co oglądamy na kartach komiksu. Nie razi to jakoś szczególnie, ale nie wiem też, jaką ma spełniać rolę. Niczego nie dodaje do widowiskowej sfery odcinka. Po pierwszych zwiastunach mimo wszystko spodziewałem się animacji na o wiele gorszym poziomie. To, co nam zaprezentowano, potrafi ucieszyć widowiskowością, przyciąga wzrok i jest do zaakceptowania.
Avengers Assemble jest serialem innym od "Earth's Mightiest Heroes". O wiele bliżej mu do koncepcji Avengers, która jest stopniowo rozwijana. Mamy przyzwoity główny wątek, klimat, dobrze nakreślone relacje bohaterów (Thor i Hulk!) oraz efektowną akcję. Serial, jak na razie, sprawia wielką frajdę, jednocześnie nie obrażając fanów postaci przez zaniżanie poziomu do infantylnego banału.