Proszę państwa, amerykańskie studio filmowe zainteresowało się słowiańską czarownicą i zrobiło o niej przerażający horror. A nie, czekaj... Zapomnijcie o słowach "przerażający" i "horror", bo to, co wyszło spod ręki niejakiego Caradoga W. Jamesa, z kinem grozy ma niewiele wspólnego, chociaż za takowe chciałoby uchodzić. Zanim jednak przejdę do głównego wątku, przyczepię się do takiej małej, zupełnie nieistotnej kwestii, jaką jest tytuł, a raczej jego polska wersja. Ja rozumiem, że tu chodzi o marketing, o dobry PR, o przyciągnięcie ludzi do kina, ale naprawdę Baba Jaga? Poważnie? Oryginalny tytuł Don’t Knock Twice krył w sobie jakąś tajemnicę, a nasz polski przekład, jak zwykle, gra w otwarte karty. Powiecie, że się czepiam, bo Baba Jaga jest głównym monstrum w tym filmie (ups, spojler – a nie, sorry, tłumacz zrobił to za mnie), bo nawet w trakcie seansu pada jej imię i jest mały, zupełnie niewielki polski akcent, ale dlaczego? Dlaczego dystrybutor i tłumacz zabrał nam przyjemność z odkrywania tajemnicy obiecanej oryginalnym tytułem? Po co – ja się pytam, przecież odpowiedź jest prosta. Cóż, nieważne i tak o tym filmie zapomnę za kilka dni i nie będę pamiętał, że kiedykolwiek go obejrzałem. Wróćmy zatem do fabuły, która do odkrywczych nie należy. Główną osią fabularną jest relacja matki (Katee Sackhoff) i jej nastoletniej córki (Lucy Boynton). Jess w młodości pozwalała sobie na zbyt wiele. I to do tego stopnia, że wpadła w narkotykowo-alkoholowy cug. Postanowiła więc oddać swoją córkę do rodziny zastępczej, by ta zaznała tam szczęścia. Po latach wyleczona z nałogów postanawia odzyskać córkę i jej miłość. I ta relacja jest najciekawszym elementem tego filmu, aczkolwiek nie do końca wygranym. Jest to potraktowane po najmniejszej linii oporu, tylko po to aby nadać bohaterkom jakiś charakter. Szkoda, bo to samo w sobie jest doskonałym materiałem na film, nawet na horror. No, ale nie drążmy tego dalej. Oczywiście nasza zbuntowana nastolatka nienawidzi swojej matki (co nie powinno dziwić) i nie zamierza się do niej na nowo wprowadzić. Jednak w momencie zagrożenia zmienia zdanie i w te pędy leci do rodzinnego domu, gdyż pod kloszem mamusi najbezpieczniej. Niestety nie do końca. Matczyna miłość jest oczywiście parasolem ochronnym przed zapędami demona, ale nie na tyle aby ów sobie z nimi nie poradził. Ale nasza Jess jest bystra i wszystko łapie w mig, poradzi sobie z wredną i zachłanną Babą Jagą i uratuje swoją latorośl. Cholera, kolejny spojler, chociaż w zasadzie to nie. O tym wiemy już na samym początku filmu. No i teraz postawmy sobie pytanie – gdzie ta Baba Jaga? Bo ja jej w tym filmie nie widzę. Oczywiście mówi się o niej, ale jej tam nie ma. Zamiast klasyczniej starszej pani z wielkim, krzywym nosem dostajemy monstrum rodem z japońskich horrorów. Naprawdę nie było innej możliwości pokazania wiedźmy? Widocznie nie, bo film jest ogólnie jednym, wielkim zlepkiem wszystkiego. Z jednej strony mamy odwołania do azjatyckiego kina grozy, z drugiej do psychologicznego horroru Babadock. A po drodze znajdzie się jeszcze szereg nawiązań do współczesnego, mainstreamowego kina grozy. W tym filmie nie ma nic odkrywczego. On nas niczym nie zaskakuje, a słynne „jump scares” są niezwykle przewidywalne i momentami wręcz komiczne. Doprawdy w kinie porno znajdzie się więcej akcji niż w tym pseudohorrorze. Oczywiście jest tu kilka ciekawych rozwiązań technicznych i fajnych zabiegów inscenizacyjnych, ale nie podnosi to ogólnego poziomu. Po „dziele” zatytułowanym Baba Jaga (przynajmniej przez naszych niezawodnych tłumaczy) oczekuje się filmu, który garściami czerpie ze słowiańskiego folkloru. Niestety otrzymujemy w zamian kolejny, nudny i nikomu niepotrzebny mainstreamowy pseudostraszak. Poważnie, jeżeli jeszcze nie widzieliście tego filmu, to nie oglądajcie go. Zaoszczędzicie pieniądze i czas.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj