Baba Jaga – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 24 marca 2017Baba Jaga – chyba każdy ją zna, czy to z baśni braci Grimm, czy z ludowych przekazów, czy ze swojego dzieciństwa. Gdzieniegdzie tą sympatyczną starszą panią straszyło się najmłodszych. I nagle mamy o niej film made in USA.
Baba Jaga – chyba każdy ją zna, czy to z baśni braci Grimm, czy z ludowych przekazów, czy ze swojego dzieciństwa. Gdzieniegdzie tą sympatyczną starszą panią straszyło się najmłodszych. I nagle mamy o niej film made in USA.
Proszę państwa, amerykańskie studio filmowe zainteresowało się słowiańską czarownicą i zrobiło o niej przerażający horror. A nie, czekaj... Zapomnijcie o słowach "przerażający" i "horror", bo to, co wyszło spod ręki niejakiego Caradoga W. Jamesa, z kinem grozy ma niewiele wspólnego, chociaż za takowe chciałoby uchodzić.
Zanim jednak przejdę do głównego wątku, przyczepię się do takiej małej, zupełnie nieistotnej kwestii, jaką jest tytuł, a raczej jego polska wersja. Ja rozumiem, że tu chodzi o marketing, o dobry PR, o przyciągnięcie ludzi do kina, ale naprawdę Baba Jaga? Poważnie? Oryginalny tytuł Don’t Knock Twice krył w sobie jakąś tajemnicę, a nasz polski przekład, jak zwykle, gra w otwarte karty. Powiecie, że się czepiam, bo Baba Jaga jest głównym monstrum w tym filmie (ups, spojler – a nie, sorry, tłumacz zrobił to za mnie), bo nawet w trakcie seansu pada jej imię i jest mały, zupełnie niewielki polski akcent, ale dlaczego? Dlaczego dystrybutor i tłumacz zabrał nam przyjemność z odkrywania tajemnicy obiecanej oryginalnym tytułem? Po co – ja się pytam, przecież odpowiedź jest prosta. Cóż, nieważne i tak o tym filmie zapomnę za kilka dni i nie będę pamiętał, że kiedykolwiek go obejrzałem. Wróćmy zatem do fabuły, która do odkrywczych nie należy.
Główną osią fabularną jest relacja matki (Katee Sackhoff) i jej nastoletniej córki (Lucy Boynton). Jess w młodości pozwalała sobie na zbyt wiele. I to do tego stopnia, że wpadła w narkotykowo-alkoholowy cug. Postanowiła więc oddać swoją córkę do rodziny zastępczej, by ta zaznała tam szczęścia. Po latach wyleczona z nałogów postanawia odzyskać córkę i jej miłość. I ta relacja jest najciekawszym elementem tego filmu, aczkolwiek nie do końca wygranym. Jest to potraktowane po najmniejszej linii oporu, tylko po to aby nadać bohaterkom jakiś charakter. Szkoda, bo to samo w sobie jest doskonałym materiałem na film, nawet na horror. No, ale nie drążmy tego dalej.
Oczywiście nasza zbuntowana nastolatka nienawidzi swojej matki (co nie powinno dziwić) i nie zamierza się do niej na nowo wprowadzić. Jednak w momencie zagrożenia zmienia zdanie i w te pędy leci do rodzinnego domu, gdyż pod kloszem mamusi najbezpieczniej. Niestety nie do końca. Matczyna miłość jest oczywiście parasolem ochronnym przed zapędami demona, ale nie na tyle aby ów sobie z nimi nie poradził. Ale nasza Jess jest bystra i wszystko łapie w mig, poradzi sobie z wredną i zachłanną Babą Jagą i uratuje swoją latorośl. Cholera, kolejny spojler, chociaż w zasadzie to nie. O tym wiemy już na samym początku filmu.
No i teraz postawmy sobie pytanie – gdzie ta Baba Jaga? Bo ja jej w tym filmie nie widzę. Oczywiście mówi się o niej, ale jej tam nie ma. Zamiast klasyczniej starszej pani z wielkim, krzywym nosem dostajemy monstrum rodem z japońskich horrorów. Naprawdę nie było innej możliwości pokazania wiedźmy? Widocznie nie, bo film jest ogólnie jednym, wielkim zlepkiem wszystkiego. Z jednej strony mamy odwołania do azjatyckiego kina grozy, z drugiej do psychologicznego horroru Babadock. A po drodze znajdzie się jeszcze szereg nawiązań do współczesnego, mainstreamowego kina grozy. W tym filmie nie ma nic odkrywczego. On nas niczym nie zaskakuje, a słynne „jump scares” są niezwykle przewidywalne i momentami wręcz komiczne. Doprawdy w kinie porno znajdzie się więcej akcji niż w tym pseudohorrorze.
Oczywiście jest tu kilka ciekawych rozwiązań technicznych i fajnych zabiegów inscenizacyjnych, ale nie podnosi to ogólnego poziomu. Po „dziele” zatytułowanym Baba Jaga (przynajmniej przez naszych niezawodnych tłumaczy) oczekuje się filmu, który garściami czerpie ze słowiańskiego folkloru. Niestety otrzymujemy w zamian kolejny, nudny i nikomu niepotrzebny mainstreamowy pseudostraszak. Poważnie, jeżeli jeszcze nie widzieliście tego filmu, to nie oglądajcie go. Zaoszczędzicie pieniądze i czas.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Sylwester SadowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat