Porzucona przez chłopaka trzydziestokilkuletnia Amy (Amy Schumer) z trudem przekonuje swą nadzwyczaj ostrożną matkę (Goldie Hawn), by wyjechała z nią na wycieczkę do Ekwadoru. Jednak ich pomysł na relaks mocno się od siebie różni. Córka chce pić, imprezować i poznawać kolejnych przystojniaków, mama natomiast woli leżeć błogo na leżaku z książką w ręku. Podczas jednej ze wspólnych wycieczek zostają porwane przez przypadkowo poznanego znajomego i wywiezione do dżungli. Od nich samych –  i siły rodzinnych więzi – zależeć będzie to, czy uda im się wyprowadzić w pole porywaczy i wrócić do cywilizacji. ‌Jonathan Levine postanowił zostać specjalistą od kiczowatych komedii niskich lotów. Dwa lata temu zaserwował nam wątpliwej jakości The Night Before, a teraz dostajemy produkcję z tej samej półki. Snatched to film do bólu przewidywalny i schematyczny. Opowieści o podróżach dwóch diametralnie różniących się od siebie osób i przygodach, które w końcu ich do siebie zbliżają, było już mnóstwo. Ten produkt „komediopodobny” nie serwuje nam żadnych nowych rozwiązań. Jest naszpikowany wulgarnymi, głupimi żartami, które być może sprawdzają się, gdy Schumer opowiada je podczas swoich stand upów, ale w fabule tracą swoją magię. Amy gra ponownie przygłupią blondynkę w średnim wieku, która myśli, że może wieść beztroskie życie jak na studiach. Klisza goni kliszę, ale z drugiej strony można się było tego spodziewać, patrząc na to, kto jest autorem scenariusza - Katie Dippold, spod ręki której wyszły takie „hity” jak The Heat czy Ghostbusters, produkcje, o których wielu widzów chciałoby jak najszybciej zapomnieć. Widać, że autorka wychodzi z błędnego założenia, że im więcej wulgaryzmów wrzuci do dialogów, tym widownia będzie głośniej się śmiać. Niestety, momentów, gdy ktokolwiek parsknie śmiechem jest dosłownie kilka. W rezultacie dostajemy żenujące sceny w wykonaniu Goldie Hawn wypluwającej powitalnego drinka w hotelowym lobby (myślała, że zaserwowano jej spermę wieloryba). Nie powiem, zdziwiłem się, gdy zobaczyłem pierwsze informacje o tym, że Hawn po 15 latach nieobecności wraca na duży ekran. W końcu jak dotąd Goldie miała bardzo dobre wyczucie, jeśli chodzi o dobór projektów, w które się angażuje. Po obejrzeniu filmu jestem skłonny uwierzyć, że aktorkę do udziału w Babskich wakacjach zmusiło malejące konto w banku, bo innego wytłumaczenia nie widzę. Jedynym pozytywnym aspektem tego filmu są zdjęcia autorstwa Floriana Ballhausa, który hawajskie wyspy Waianae i Honolulu zamienił w Ekwador i Kolumbię. Przyjemnie się patrzy na te bujne zielone dżungle, przez które przedzierają się bohaterki. Jeśli szukacie fajnej i lekkiej komedii na wakacyjny wieczór, to od najnowszego filmu Jonathana Levine’a trzymajcie się z daleka. Wyrzucone pieniądze na bilet jeszcze da się odrobić, ale straconego czasu nikt wam nie zwróci.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj