Bandyta to nowy film akcji, który debiutował za oceanem jesienią tego roku. Akcja toczy się w latach 80. ubiegłego wieku – Josh Duhamel wciela się w głównego bohatera, Gilberta Galvana Jr., który zawodowo zajmuje się obrabianiem banków. Mężczyzna jest nieuchwytny i wymyka się policji, a gdy w końcu zostaje schwytany, po niedługim czasie ucieka z więzienia. Po jednej ze swoich brawurowych akcji trafia do Kanady, gdzie przyjmuje nową tożsamość i poznaje miłość swojego życia (Elisha Cuthbert). Pozorne ustatkowanie się jednak niewiele zmienia, a główny bohater, motywowany wizją szybkiego zarobku, w dalszym ciągu kontynuuje swoją przestępczą karierę, tym razem jednak za granicą. Reżyserem nowej produkcji jest Allan Ungar, a cała historia bazuje na prawdziwym życiorysie Gilberta Galvana Jr. - ten zaś, co trzeba przyznać, faktycznie był szalony. Produkcja obsadzona jest głośnymi nazwiskami. Oprócz świetnego w swojej roli Duhamela i partnerującej mu Cuthbert, w filmie występują również Mel Gibson (szemrany właściciel klubu nocnego, Tommy) oraz Nestor Carbonell (detektyw Snydes, który rusza w pościg za Galvanem do Kanady). Obydwaj jednak mocno trzymają się drugiego planu i nie mają zbyt wiele do zagrania. Z materiałów prasowych i zwiastunów wynikało, że będziemy mieć tu do czynienia z dynamicznym kinem kryminalnym wypełnionym akcją, a momentami może i komedią. Finalnie jednak okazuje się, że produkcja toczy się dość mozolnie, a krótkie momenty śmiechu czy napięcia zostają przytłoczone przeciętnością, z której w większości składa się ten film. Bandit jest przede wszystkim filmem do bólu rozciągniętym – owszem, dla dostatecznego zgłębienia tak widowiskowego życiorysu przestępcy dwie godziny wydają się optymalne, jednak twórcy w tym przypadku nie oferują widzowi nic, co mogłoby go przytrzymać przed ekranem przez tak długi czas. Obserwuję tu pewnego rodzaju nierówność. Początkowo zdawało się, że otrzymujemy coś świeżego i intrygującego, ponieważ film zaczyna się kilkoma fajnie zmontowanymi, humorystycznymi scenami, które dotyczą głównie napadów na banki (podczas tych przedsięwzięć główny bohater jest czarujący i zabawny). Potem jednak – kiedy cała część wprowadzająca ustępuje miejsca fabule zasadniczej – seans szybko zaczyna nużyć. Okazuje się, że opowiadana historia nie jest szczególnie wciągająca, a zamiast dynamicznej akcji dostajemy niespiesznym melodramat. Przy innych produkcjach opisujących szalone życie przestępców (jak choćby Barry Seal: Król przemytuBandit wypada bardzo bladziutko. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że twórcy sami nie wiedzą, o czym chcą właściwie opowiadać i w czym drzemie największy potencjał historii. Trudno tu mówić o jakichś szczególnych emocjach, które mogłyby udzielić się widzowi. Sceny napadów na banki utrzymane są stricte w konwencji komediowej i nie ma tu już miejsca, by nawet przez moment zadrżeć o los głównego bohatera; czuć, że film nie jest do końca "na poważnie", więc trudno tak go traktować. Niestety, nie da się go również traktować jako stuprocentową komedię – jest tu po prostu zbyt nudno i statycznie, by całość mogła bawić. Produkcja stoi gdzieś poza gatunkami i trudno ją wpasować w konkretne ramy. Finalnie otrzymujemy zatem przeciętność i nijakość. Bandit to film, który nie angażuje tak, jak mogłoby wynikać z zapowiedzi. Niestety nie sprostał materiałowi źródłowemu. Poza kilkoma zabawnymi scenami i samym głównym bohaterem, który jest naprawdę fajnie i pozytywnie zagrany, nie mamy tu nic, na czym można byłoby zawiesić oko. Szybko robi się przewidywalnie, wszystko jest dość oczywiste, opowieść toczy się koło za kołem, nie oferując nawet istotnych zwrotów akcji. Zero większych zaskoczeń i zero większych wrażeń. Mimo dobrej gry aktorskiej czy paru zabawnych sekwencji jest tu mało wyróżniających się elementów, by film mógł zostać w pamięci na dłużej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj