Choć w Stanach ukazał się już ostatni zeszyt serii "Baśnie", polscy czytelnicy mają przed sobą jeszcze siedem czekających na przekład tomów. Album numer 14, "Wiedźmy", jest już w sprzedaży, a co najważniejsze – Willingham znowu pokazuje w nim, dlaczego ta opowieść tak wciąga.
Dwunasty tom serii komiksowej „Baśnie” ze scenariuszem Billa Willinghama stanowił zamknięcie rozwijanej od pierwszego zeszytu historii wojny z Adwersarzem. Gdy wątek ten został zamknięty, wprowadzono nowego, jeszcze potężniejszego, potencjalnie nawet niemożliwego do pokonania wroga. Następnie zaś, w albumie trzynastym, zrobiono przerwę na niezbyt udany crossover ze światem Literałów.
To już jednak minęło i „Baśnie” powróciły do normalności. W skrócie: baśniowcy wciąż przebywają na wygnaniu na Farmie, bo na gruzach ich dawnej siedziby rozsiadł się Mroczny i obecnie buduje tam coś dla siebie. Jego aura jest jednak tak potężna, że zło emanuje na wielkie odległości, wpływając na mieszkańców Farmy i budząc w nich najgorsze cechy (w tym w Bigbym i Bestii). Trzeba więc rzeczonego Mrocznego się pozbyć. Jak? W tej kwestii baśniowcy zwracają się do tytułowych wiedźm.
Sam album zaczyna się jednak od migawki z odległej przeszłości i wprowadzenia nowych postaci, a także przedstawienia szczegółów wielkiej wojny z Mrocznym i jemu podobnymi, która zakończyła się pokonaniem i uwięzieniem stworów. Kończy zaś historią poświęconą Muchołapowi i wydarzeniom w jego królestwie-schronie dla tych, którzy dość mają wszelkich wojen. Mało? W środku znajdziecie także zapis walki Bufkina z Babą Jagą!
Ta różnorodność, rozmach opowieści i różne style najlepiej przypominają nam, dlaczego „Baśnie” dotychczas zgarnęły aż tyle nagród. To świetna historia fantasy, nie tylko bardzo dobrze przemyślana i napisana, ale także wyjątkowa wizualnie, nie uciekająca od niezwykle efektownych scen batalistycznych. Willingham ma także talent do prowadzenia postaci i przede wszystkim się do nich nie przywiązuje: podział na pierwszy i drugi plan to nic stałego, nierzadko na głównych bohaterów wyrastają nawet postacie dotychczas stanowiące tło (Muchołap i Bufkin). To świetny, zapewniający świeżość płodozmian, który nie tylko poszerza świat opowieści, wprowadzając nowe wątki i rozwijając historie poszczególnych postaci, ale przede wszystkim pozwala na żonglerkę stylami i chwile oddechu dla najbardziej wyeksploatowanych fabularnie bohaterów, jak Bigby czy Śnieżka. Wyraźnie widać, że Bill Willingham ma jeszcze na tę serię sporo pomysłów.
To rozrywka, owszem, z dużą liczbą kul ognia i mieczy, ale obok humoru znajdziecie tu również dużo powagi, a także romansów (świetnie prowadzonych, jak Muchołap i Kapturek), prawdziwych dylematów i łamiących serce wyborów (znowu przywołuję Muchołapa).
„Baśnie” to pełen pakiet, Fables Vol. 14: Witches doskonale nam zaś o tym przypominają. To jeden z najlepszych albumów w serii, może nie tak dobry jak „Marsz drewnianych żołnierzyków”, ale niewiele od niego odstający. Tylko czekać na kolejne tomy.