Rychła śmierć Normana Batesa zaczyna być wyczuwalna w powietrzu w zasadzie od samego początku trwania odcinka. W momencie, gdy zabija Alexa Romero, nad trupem matki widmowa Norma odłącza się od chłopaka, pozostawiając go samemu sobie. Ta decyzja może zaskakiwać, zwłaszcza że była argumentowana banalnym „nie ma już nic, przed czym mogłabym cię chronić”, ale tak naprawdę to chyba jedyne zaskoczenie, jakie zaoferował nam finał. Potem wszystko zaczyna przypominać upadające kostki domina, prowadząc widza do nieuniknionego finału, który już od tego momentu wydaje się być oczywisty. Wizje, jakie jawią się Normanowi przed oczami po odejściu matki, są jednocześnie retrospekcjami. Chłopakowi wydaje się, że dopiero przeprowadzają się do White Pine Bay i wykupują motel. Jest to wyraźne zasygnalizowanie jakiegoś nowego początku, którego Norman oczekuje, a w sytuacji, gdzie spalił za sobą wszystkie możliwe mosty, jedynym nowym początkiem w jego przypadku będzie tylko i wyłącznie śmierć. Już w tym momencie stało się dla mnie jasne jakie zakończenie znajdzie ta historia i cóż... rzeczywiście wydaje się ono jedynym rozsądnym. A przy tym, mimo swojej prostoty, naprawdę satysfakcjonującym.
fot. A&E
Odcinek numer 10 był bardzo uporządkowany, oszczędny zarówno w wątkach jak i widowiskowej akcji, a mimo to potrafił zagrać na emocjach i przyprawić o ciarki na plecach. Zwłaszcza w kulminacyjnej scenie, w której Dylan odnajduje trupa matki i wreszcie staje do ostatecznego pojedynku z Normanem. Każdy krok, jaki prowadził go do drzwi wejściowych domu Batesów, trzymał w ogromnym napięciu, bo tak naprawdę sytuacja, jakiej za chwilę mieliśmy stać się świadkami, była przeraźliwie trudna i bardzo emocjonalna. To właśnie Dylan, który cały czas troszczył się o swojego młodszego brata i chciał dla niego jak najlepiej, okazał się tym, który zada mu śmiertelny cios. Czy raczej strzał, jak to było w tym przypadku. Jeśli znaleźli się tacy, którzy nie zostali usatysfakcjonowani finałem, twórcy Bates Motel skierowali do nich dodatkowe sceny już po śmierci Normana. I tak, w rytm przyjemnej, lekkiej piosenki, mogliśmy rzucić okiem na szczęśliwe życie Dylana, Emmy i ich córki, na nowych właścicieli posiadłości Batesów i wreszcie na nagrobek, który symbolizował pośmiertne połączenie syna i jego ukochanej matki. W tym świetle zakończenie wydaje się naprawdę jedynym sensownym i osobiście bardzo się cieszę, że to właśnie w ten sposób wybrnięto z bagna, w jakie z każdym krokiem coraz głębiej ładował się Norman. Wbrew smutnemu wydźwiękowi, tak naprawdę był to finał szczęśliwy, a los Batesa z Psycho Hitchcocka, który został osadzony w więzieniu, nigdy nie będzie serialowemu Normanowi dany. I bardzo dobrze – to w końcu zupełnie inny bohater, który tak naprawdę stał się tu największą ofiarą, nie katem.
fot. A&E
Bates Motel po pięciu sezonach i pięćdziesięciu odcinkach można z całą pewnością nazwać bardzo dobrym serialem dla wszystkich miłośników niebanalnych historii z dreszczykiem. Losy matki i syna, które śledziłam od kilku minionych lat, znalazły najlepsze możliwe zwieńczenie, które mimo swojej prostoty nie wydaje się tu banalne. Odcinek finałowy zasługuje na mocne 8/10, podobnie z resztą jak cały serial.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj