Zarówno w głównym runie Batmana, jak i w Detective Comics wciąż mamy do czynienia z pokłosiem eventu określanego jako Wojna Jokera. Najgorsze jest to, że z tych chaotycznych wydarzeń opisanych w dwóch grubych tomach obu serii czytelnik niewiele pamięta, ale obecne status quo jest w miarę jasne. Bruce Wayne stracił większość swojego majątku, nie mieszka już w swej posiadłości i jest trochę tak, jakby uczył się funkcjonowania w tej nowej dla niego sytuacji. Joker… na razie zniknął z radaru, żyje, czy nie żyje, kogo to obchodzi, bo przecież z całą pewnością powróci, żeby znowu uprzykrzać życie Batmanowi i Gotham. W tym czasie w głównym runie Gacek walczy z Ghostmakerem, natomiast w nowym tomie Detective Comics jego przeciwnikiem jest nowy złoczyńca o ksywce Zwierciadło, który do walki nie tylko z Batmanem, ale i resztą zamaskowanych obrońców Gotham pociągnął sporą część mieszkańców miasta. Z opisu intryga wygląda nawet ciekawie, trochę gorzej jest jednak z realizacją. Zwłaszcza gdy tytuł tomu – Droga do zagłady – zapowiada wydarzenia, które jakoś nie mogą się w komiksie urzeczywistnić. Na okładce szóstego tomu serii oprócz Batmana w kostiumie, ale bez maski możemy dojrzeć także Husha, co wcale nie jest dobrą informacją, bo ostatnie występy tego złoczyńcy to ciągła i bezsensowna powtórka z rozrywki – teraz jest nie inaczej. Znacznie istotniejszą postacią z okładkowej grafiki jest Christopher Nakano, były funkcjonariusz GCPD, który podczas wojny z Jokerem stracił policyjnego partnera oraz prawe oko. Skutki tego wydarzenia rodzą u niego awersję do ukrytych za maskami obrońców Gotham na czele z Batmanem do tego stopnia, że postanawia wystartować w wyborach na burmistrza i zrobić z tą sprawą porządek. To chyba najciekawszy wątek albumu, relacja Nakano nie tyle z Batmanem, co Bruce'em Wayne'em. Jednak to nie wystarcza, by w pełni pozytywnie odebrać całą historię przedstawioną w Drodze do zagłady.
Źródło: Egmont
Ważnym aspektem fabuły jest również rodzaj rodzinnego pojedynku między Bruce'em a Damianem, który jednak wymaga dopowiedzenia, bo część tej historii – jak okoliczności odejścia Damiana z Teen Titans poznajemy jedynie z lakonicznych przypisów. Generalnie skakanie po różnych wątkach w historii napisanej przez Petera J. Tomasiego przez długi czas wydaje się prowadzić donikąd, jednak w finale zastajemy Batmana na nowym odcinku drogi życiowej i chyba po prostu chodziło o to, żeby pewne sprawy przed tym etapem pozamykać. Zresztą szósta część aktualnego cyklu Detective Comics jest ponoć ostatnią, czyli za jakiś czas czeka nas nowy tom z numerem jeden, kontynuujący cały cykl, z nowymi twórcami za sterami. Czyli teoretycznie mamy zmiany, zmiany, zmiany, które nie są jakoś głęboko odczuwalne.
Peter J. Tomasi zaczął swój run Detective Comics z wysokiego C, od świetnej Mitologii i później już nie zdołał sięgnąć tego poziomu. Nie znaczy to, że nie czuje postaci Batmana, bardziej chodzi o to, że twórcy nie mają już zbytnio o czym opowiadać, tylko nieustannie mielą te same pomysły i motywy. Dlatego znacznie ciekawiej wypadają aktualne elseworldowe historie z uniwersum DC, w których nie trzeba trzymać się sztywno linii wydawniczej – za przykład niech posłuży Batman. Biały Rycerz, czy DCEased. Natomiast czytając Detective Comics, mamy wrażenie kręcenia się w kółko i niewiele poza tym. Owszem, za każdym razem trafimy w tych opowieściach na jakiś ciekawy wątek, niezłą miniaturę, ale jako ciągła fabuła z pewnością nie wywołują u czytelnika ekscytacji. Dobrze, że Batman ma przynajmniej szczęście do uzdolnionych rysowników (bo kto by nie chciał rysować Batmana), dzięki czemu możemy cieszyć oczy choćby okładkami w wykonaniu Lee Bermejo, czy delikatnym stylem Bilquis Evely, która potrafi nadać pisarstwu Tomasiego więcej głębi. To jednak wciąż za mało, by kiedyś z własnej woli wrócić do tej lektury, tak jak polscy czytelnicy hurtem wrócili w tym roku do serii Batman Knightfall.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj