Batman. Detective Comics. Tom 6. Droga do zagłady - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 28 czerwca 2022Batman w tym roku zdominował superbohaterską ofertę Egmontu. I o ile do starszych historii z cyklu Knightfall chce się wracać, to o tych nowych wolimy raczej szybko zapomnieć.
Batman w tym roku zdominował superbohaterską ofertę Egmontu. I o ile do starszych historii z cyklu Knightfall chce się wracać, to o tych nowych wolimy raczej szybko zapomnieć.
Zarówno w głównym runie Batmana, jak i w Detective Comics wciąż mamy do czynienia z pokłosiem eventu określanego jako Wojna Jokera. Najgorsze jest to, że z tych chaotycznych wydarzeń opisanych w dwóch grubych tomach obu serii czytelnik niewiele pamięta, ale obecne status quo jest w miarę jasne. Bruce Wayne stracił większość swojego majątku, nie mieszka już w swej posiadłości i jest trochę tak, jakby uczył się funkcjonowania w tej nowej dla niego sytuacji. Joker… na razie zniknął z radaru, żyje, czy nie żyje, kogo to obchodzi, bo przecież z całą pewnością powróci, żeby znowu uprzykrzać życie Batmanowi i Gotham. W tym czasie w głównym runie Gacek walczy z Ghostmakerem, natomiast w nowym tomie Detective Comics jego przeciwnikiem jest nowy złoczyńca o ksywce Zwierciadło, który do walki nie tylko z Batmanem, ale i resztą zamaskowanych obrońców Gotham pociągnął sporą część mieszkańców miasta. Z opisu intryga wygląda nawet ciekawie, trochę gorzej jest jednak z realizacją. Zwłaszcza gdy tytuł tomu – Droga do zagłady – zapowiada wydarzenia, które jakoś nie mogą się w komiksie urzeczywistnić.
Na okładce szóstego tomu serii oprócz Batmana w kostiumie, ale bez maski możemy dojrzeć także Husha, co wcale nie jest dobrą informacją, bo ostatnie występy tego złoczyńcy to ciągła i bezsensowna powtórka z rozrywki – teraz jest nie inaczej. Znacznie istotniejszą postacią z okładkowej grafiki jest Christopher Nakano, były funkcjonariusz GCPD, który podczas wojny z Jokerem stracił policyjnego partnera oraz prawe oko. Skutki tego wydarzenia rodzą u niego awersję do ukrytych za maskami obrońców Gotham na czele z Batmanem do tego stopnia, że postanawia wystartować w wyborach na burmistrza i zrobić z tą sprawą porządek. To chyba najciekawszy wątek albumu, relacja Nakano nie tyle z Batmanem, co Bruce'em Wayne'em. Jednak to nie wystarcza, by w pełni pozytywnie odebrać całą historię przedstawioną w Drodze do zagłady.
Ważnym aspektem fabuły jest również rodzaj rodzinnego pojedynku między Bruce'em a Damianem, który jednak wymaga dopowiedzenia, bo część tej historii – jak okoliczności odejścia Damiana z Teen Titans poznajemy jedynie z lakonicznych przypisów. Generalnie skakanie po różnych wątkach w historii napisanej przez Petera J. Tomasiego przez długi czas wydaje się prowadzić donikąd, jednak w finale zastajemy Batmana na nowym odcinku drogi życiowej i chyba po prostu chodziło o to, żeby pewne sprawy przed tym etapem pozamykać. Zresztą szósta część aktualnego cyklu Detective Comics jest ponoć ostatnią, czyli za jakiś czas czeka nas nowy tom z numerem jeden, kontynuujący cały cykl, z nowymi twórcami za sterami. Czyli teoretycznie mamy zmiany, zmiany, zmiany, które nie są jakoś głęboko odczuwalne.
Peter J. Tomasi zaczął swój run Detective Comics z wysokiego C, od świetnej Mitologii i później już nie zdołał sięgnąć tego poziomu. Nie znaczy to, że nie czuje postaci Batmana, bardziej chodzi o to, że twórcy nie mają już zbytnio o czym opowiadać, tylko nieustannie mielą te same pomysły i motywy. Dlatego znacznie ciekawiej wypadają aktualne elseworldowe historie z uniwersum DC, w których nie trzeba trzymać się sztywno linii wydawniczej – za przykład niech posłuży Batman. Biały Rycerz, czy DCEased. Natomiast czytając Detective Comics, mamy wrażenie kręcenia się w kółko i niewiele poza tym. Owszem, za każdym razem trafimy w tych opowieściach na jakiś ciekawy wątek, niezłą miniaturę, ale jako ciągła fabuła z pewnością nie wywołują u czytelnika ekscytacji. Dobrze, że Batman ma przynajmniej szczęście do uzdolnionych rysowników (bo kto by nie chciał rysować Batmana), dzięki czemu możemy cieszyć oczy choćby okładkami w wykonaniu Lee Bermejo, czy delikatnym stylem Bilquis Evely, która potrafi nadać pisarstwu Tomasiego więcej głębi. To jednak wciąż za mało, by kiedyś z własnej woli wrócić do tej lektury, tak jak polscy czytelnicy hurtem wrócili w tym roku do serii Batman Knightfall.
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat