Battle Creek” nie porywa nas magią genialnie napisanych dialogów i klimatycznych długich ujęć ani nie przedstawia wyrazistych i intrygujących antybohaterów. Odpowiedź na powyższe pytanie jest więc z całą pewnością negatywna, ale nowa pozycja CBS to nie serial, który należałoby po pilocie skreślić. Jego poziom na razie tego nie warunkuje. Wyniki oglądalności natomiast już tak. Nie oszukujmy się, 2. sezonu nie będzie. Stacja zadbała o to, umieszczając „Battle Creek” w bardzo trudnym czasie antenowym, w niedzielę o 22:00, i wbiła tym samym gwóźdź do jego trumny. A jak wypadł pilot? Tak jak wspomniałem, nie był to zły odcinek i oglądało się go całkiem przyjemnie. Dość szybko zdałem sobie jednak sprawę, że nie dostanę tu niczego nawet troszkę zbliżonego do "Breaking Bad", więc odpowiednio obniżyłem swoje oczekiwania. Vince Gilligan napisał pierwszą wersję scenariusza do „Battle Creek” jeszcze w czasach pracy przy "Z Archiwum X", na długo zanim w telewizji pojawił się Walter White. Tekst został odkurzony przez CBS i zamówiono 1. sezon, bazując na popularności jego twórcy. To jednak nie sprawiło, że nagle ta historia stała się arcydziełem. W dodatku Gilligan lwią cześć swojej uwagi w poprzednim roku poświęcał "Better Call Saul", więc trzeba było zatrudnić showrunnera z krwi i kości. Padło na nie byle kogo, bo Davida Shore’a, który dał nam "Dr. House’a", ale efektem tych wszystkich machinacji jest produkt zaledwie niezły. [video-browser playlist="668487" suggest=""] Battle Creek to małe miasteczko w stanie Michigan o populacji 50 tysięcy mieszkańców. Komisariat policji jest słabo finansowany, a najlepszy lokalny detektyw, Russ Agnew, wciąż walczy o to, aby sytuacja uległa poprawie. Wiecie - jakieś szkolenia, dotacje, te sprawy. Pomoc nadchodzi jednak w zupełnie innej formie. Nawet mu przez myśl nie przeszło, że swoje biuro na takiej prowincji otworzy FBI. I jego zdziwienie jest na pewno uzasadnione. Dlaczego perfekcyjny agent Milt Chamberlain przeniósł się do Battle Creek? Czy przed czymś ucieka? Jest pod przykrywką? To zapewne będzie zagadką, która rozwikłana zostanie dopiero finale. Mamy więc ambitnego gliniarza z dużym ego i pewnego siebie agenta federalnego, którzy razem będą rozwiązywać sprawy kryminalne. Aktorsko jest 50/50 – Dean Winters bardzo się stara jako Agnew i nawet mu to wychodzi, natomiast Josh Duhamel drewnem był i takowym pozostanie już na zawsze. Reszta obsady nie miała na razie okazji się wykazać, ale jest tu kilka nazwisk, które dają nadzieję, że postacie drugoplanowe nie będą jedynie nudnym tłem dla wydarzeń na pierwszym planie. W oczy rzucają się: dwukrotnie nominowana do Oscara Janet McTeer („Albert Noobs”), Kal Penn (filmy o Haroldzie i Kumarze) oraz Damon Herriman ("Justified: Bez przebaczenia"). Czytaj również: Słaby start „Battle Creek” Gilligana i Shore’a w niedzielę – wyniki oglądalności Nowość stacji CBS będzie lekkim proceduralem nawiązującym stylem do policyjnych buddy comedies, więc humor będzie się tu przewijał dość często. Premiera szału w tym aspekcie nie robi, ale trzeba dać produkcji chwilę, aby się nieco wyrobiła. Jest tu w każdym razie potencjał i odpowiednia baza, aby zrealizować przyzwoity serial. To Wy jednak musicie podjąć decyzję, czy warto angażować się w "Battle Creek", wiedząc, że skończy się on na 13 odcinkach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj