Jednym z nich jest doktor Pellinore Warthrop, mieszkający wraz z osieroconym, 12-letnim Willem Henrym, który jest jego asystentem. Mężczyzna z pasją oddaje się swojej profesji, mimo iż ta nierzadko jest niczym innym, jak igraniem ze śmiercią. Jak chociażby wtedy, gdy Erasmus Gray przywlókł pod drzwi monstruologa zwłoki Antropofaga...
Twórczość Ricka Yanceya nie była mi dotąd znana. Pisarz ten kojarzył mi się jedynie z Piątą falą, która to reklamowana była jako powieść młodzieżowa (w głowie od razu pojawił się obraz "Zmierzchu", tyle że z kosmitami), dlatego też automatycznie wrzuciłem go do szuflady z napisem "średniak". Nie miałem więc wygórowanych oczekiwań względem Badacza potworów, licząc w najlepszym wypadku na przyzwoitą lekturę, która nie pozwoli się nudzić. I faktycznie, nie nudziłem się. Mało tego - od książki nie mogłem się oderwać.
Powieść ma konstrukcję szkatułkową, co oznacza, że historię właściwą poznajemy za sprawą dzienników, w posiadanie których wchodzi pewien pisarz. Należą one do nieżyjącego już Willa Henry'ego, który staje się głównym bohaterem, a zarazem narratorem całej opowieści. To z jego perspektywy przedstawiona jest większość wydarzeń, a ponieważ ma on zaledwie dwanaście lat, kiedy rozgrywa się akcja, to i jego relacja ma charakterystyczny dla dziecka, bardzo emocjonalny charakter, przydający całości niewątpliwego uroku.
Badacz potworów jak na pozycję młodzieżową zaskakuje dosadnością w ukazywaniu przemocy. Scen gore jest mnóstwo, a dla co wrażliwszych czytelników mogą być one zwyczajnie niesmaczne. Niektórych opisów nie powstydziłby się sam Graham Masterton. Jest krwawo i brutalnie, szczególnie kiedy uzbrojone w ostre jak brzytwa zęby Antropofagi żywcem pożerają swoje ofiary.
A skoro już o potworach mowa, to w tej kwestii Yancey również odwalił kawał dobrej roboty. Z jednej strony nie są szczególnie wymyślne i bazują na istotach, które niejednokrotnie pojawiały się w podaniach oraz literaturze. Z drugiej zaś cechują się na tyle specyficzną fizycznością, aby budziły podświadomy niepokój. Pozbawione głowy stworzenia, które w miejscu brzucha mają ogromną paszczę wypełnioną tysiącami zębów, osadzone na ramionach oczy, długie, umięśnione ramiona zakończone szponami, a w dodatku żywią się tylko i wyłącznie ludzkim mięsem, nie są czymś, z czym człowiek chciałby się zetknąć, spacerując późną nocą po cmentarzu.
Klimat dodatkowo potęguje osadzenie akcji w XIX wieku, w epoce rozkwitu industrialnego. Strzelbom i granatom towarzyszą zaprzężone w konie powozy, a znaczne obszary miast spowija mrok, mimo górujących nad ulicami lamp łukowych. Tworzy to wyjątkową atmosferę, która idealnie pasuje do tej dość ponurej opowieści.
Czymże jednak byłaby nawet najlepsza historia bez interesujących bohaterów? Will Henry, jak większość dziecięcych postaci, jest sympatyczny, do czego w dużej mierze przyczynia się jego ciekawość i naiwność. Niemniej to jego tragiczna przeszłość, która jest przed nami stopniowo odkrywana, czyni go interesującym. Jeszcze lepiej wypada Pellinore Warthrop, będący skrzyżowaniem Sherlocka Holmesa z Van Helsingiem. Inteligentny i niezwykle praktyczny, przedkładający potęgę rozumu nad ludzkie emocje, w swoim postępowaniu kieruje się dedukcją i chłodną kalkulacją. Kiedy nad czymś pracuje, zapomina o bożym świecie, w tym nawet o tak podstawowych potrzebach jak jedzenie czy sen. Jeśli akurat nie zaszywa się w swoim laboratorium, to poluje na potwory. Chociaż nie potrafi tego okazać, Will jest dla niego jak syn. Nietuzinkowych postaci znajdziemy oczywiście więcej, ale najlepiej zapoznać się z nimi samemu.
Badacz potworów nie posiada jako takich minusów, a jedyną poważniejszą dolegliwością jest dość niemrawy początek, który nie zwiastuje jakoś szczególnie oryginalnej i porywającej lektury. Na szczęście już po kilku pierwszych rozdziałach historia nabiera odpowiedniego tempa, a później już nie zwalnia ani na moment, przyciągając pomysłowymi zwrotami akcji oraz intrygującymi wątkami.
Rick Yancey napisał świetną powieść, przy której dobrze powinien się bawić każdy, kto skończył przynajmniej 16 lat (dla młodszych czytelników, z uwagi na duże ilości obrazowej przemocy, nie jest to odpowiednia lektura). To wciągająca przygoda bogata w pełnokrwiste postacie i zaskakujące wolty fabularne, które nie pozwolą się nudzić. Krwiożercze Antropofagi zadbają zaś o szybsze bicie serca. Seria o monstrumologu liczy sobie obecnie już cztery pozycje, a jeśli pozostałe książki trzymają równie wysoki poziom, to pozostaje mieć nadzieję, że wydawnictwo Jaguar wprowadzi je na polski rynek, gdyż naprawdę byłyby tego warte.