Biały Potok to polska komedia - wyjątkowo nieromantyczna. Film satyrycznie pokazuje relacje międzyludzkie, szczególnie te małżeńskie. Czy warto obejrzeć?
Biały Potok to polska komedia, reżyserowana przez Michała Grzybowskiego. Opowiada o zaprzyjaźnionych małżeństwach, które mieszkają ze sobą po sąsiedzku. Gdy jedna para może cieszyć się stabilnością finansową i czeka na kolejne dziecko, druga tonie w długach. Źródłem konfliktu między nimi stają się nie tylko pieniądze, a rosnące nieporozumienia. Czy będą w stanie się opamiętać, zanim drobne kłamstwa urosną do miana poważnego problemu? Tego nie zdradzę. Za to czy warto obejrzeć - już tak.
Świat współczesnych polskich komedii często jest pełen niestworzonych miejsc, ludzi i sytuacji. Domów wyglądających jak ze świeżo wyremontowanego katalogu meblowego i sztucznie napędzanych konfliktów, w które naprawdę trudno jest uwierzyć. Biały potok jednak do nich nie należy. Cała magia filmu tkwi w tym, jak bardzo trafnie, choć hiperbolicznie, odbija naszą codzienność. Wszystko w produkcji wydaje się niezwykle znajome, na przykład sformułowania w kłótniach, które albo słyszeliśmy, albo sami ich kiedyś użyliśmy. To parodia naszej codzienności i nas samych. A komizmowi niemal zawsze towarzyszy gorzki, ironiczny posmak. Gagi przeplatają się tu z naprawdę dramatycznymi wątkami i chyba te smutne momenty wybrzmiewają nawet lepiej od zabawnych. Częściej było mi żal bohaterów, niż śmiałam się przed ekranem. Niezależenie od tego - to dobra satyra, która nie zostawia nas w obojętności.
Jedną z ogromnych zalet filmu jest tempo. Akcja rozgrywa się naprawdę żwawo i seans upływa bardzo szybko. Nie ma tu dłużących się, niepotrzebnych scen. Ciągle coś się dzieje, a z każdą minutą kłopoty naszych bohaterów się nawarstwiają. Mimo tego, że konflikt opierający się na komedii omyłek często męczy widza, tutaj udało się tego uniknąć. Choć sama nienawidzę filmowych problemów wynikających z nieporozumień, w tym wypadku w ogóle mi to nie przeszkadzało. Być może dlatego, że bohaterowie nie są głupi, a ich motywacje łatwo można zrozumieć. Co więcej, cała sytuacja jest na tyle niejasna, że widz sam może nie wiedzieć, która wersja zdarzeń jest prawdziwa. Przez co seans jest jeszcze ciekawszy. W dodatku bohaterowie nie mają problemu wyłącznie z komunikacją, więc ich problemy nie są frustrujące - nie wystarczy załatwić ich zwykłą rozmową. Akcja Białego Potoku rozgrywa się też w bardzo ograniczonej przestrzeni, a dokładnie w kilku lokacjach obejmujących sąsiedztwo bohaterów i ich domu. Takie zamknięcie świata wydaje się bardzo dobrze spinać całość i prowadzić akcję wprost do satysfakcjonującego finału, bez zbytecznych wątków pobocznych.
Na ogromną pochwałę zasługuje aktorstwo. W naszych sąsiadów wcielają się Marcin Dorociński, Agnieszka Dulęba-Kasza, Julia Wyszyńska i Dobromir Dymecki. W tej obsadzie nie ma ani jednej osoby, która grałaby swoją rolę drętwo. Genialnie i realistycznie oddają emocje, a fani Marcina Dorocińskiego mogą wybrać się na ten film tylko po to, by zobaczyć jego brawurowy występ. Jego skonfundowanie wypada komicznie, a gdy naprawdę wpada w złość, nie ma żartów.
Na pewno nie wszyscy odnajdą się w satyrycznym humorze Białego Potoku. Nie jest to coś, co zwykle serwuje nam polskie kino komediowe ostatnich lat. Jednak dla fanów parodii codziennego życia, która wyśmiewa i karykaturuje znane nam zachowania, będzie to naprawdę dobry seans. Nawet osoby, które niekoniecznie może przekonać strona humorystyczna, mogą znaleźć coś dla siebie w licznych problemach bohaterów: finansowych czy małżeńskich. Film może nie jest odkrywczy, ale bardzo dobrze i ciekawie zrealizowany.