Zacznijmy od najważniejszego, w tym odcinku nie dostajemy nawet kilometra przejechanej trasy, jednak liczba knowań, intryg i nowych wątków wychodzących na jaw nadrabia nam to wszystko nie tylko z nawiązką, ale wręcz z naddatkiem. Z jednej strony taki zwrot akcji zmienia oklepane do bólu motywy, a z drugiej rzucenie w twarz tyloma informacjami w połowie sezonu może potem się zemścić. Już w pierwszych minutach dostajemy niezły strzał w gębę. Nowym Mistrzem Ceremonii staje się Dżentelmen, podczas gdy Slink zostaje uwięziony w siedzibie Serca jako zwykły dozorca. Taki stan rzeczy trwa jedynie przez ten odcinek i to nawet niecały. Starczy jednak, żeby zachować status quo. Obaj panowie oddają się radosnej masakrze, każdy w swoim stylu. Mam wrażenie, że te postacie są do siebie podobne w szaleństwie i posiadaniu kompleksu boga, zaś konfrontacja między nimi jest niechybną konsekwencją ich charakterów. Motywem przewodnim całego odcinka zdaje się być zdrada. Pomijając może trio Grace, Arthura i Uczonego, które mniej więcej trzyma się razem, każdy każdego zdaje się wykorzystywać do swoich celów, a prym w tym znów wiedzie Slink. Ta postać skrywa tyle sekretów, że zaczynam wątpić, by w ogóle był on człowiekiem. Moment, w którym okazuje się, że wszystko, co do tej pory się wydarzyło podczas wyścigu, było przez niego zaplanowane, nieco wbija w fotel. Mam tylko nadzieję, że twórcy będą w stanie jakoś sensownie wyjaśnić niektóre elementy i dowieść, że nie były przypadkiem. Sam nie do końca to kupuję. Jednak Slink to nie wszystko. Okazuje się, że za schwytaniem Arthura i Christophera stoi Pani Sierżant, a nie –  jak podejrzewaliśmy –  Aki, która jest teraz pokazywana głównie jako seks zabawka. Dalej jest jeszcze ciekawiej, a jak wspominałem – zdrada goni zdradę. Aki zdradza sierżant, Carpenter zdradza Aki i tak dalej, za dużo ujawniać nie chcę, bo i tak dużo już dałem spoilerów, bez których ciężko jest omówić ten odcinek. Wracają też dwa nieodzowne elementy Blood Drive, czyli humor i krew. Ten pierwszy element to przede wszystkim scena uwodzenia Dżentelmena przez Arthura. Powiem szczerze, że w pewnym momencie już przestałem nawet kontrolować śmiech, zwłaszcza przy momencie karmienia parówkami. To trzeba zobaczyć samemu! Bawi też przełamanie przez Slinka czwartej ściany. Krew zaś to przede wszystkim walka z potworem wypuszczonym przez (a jakże!) Slinka z siedziby Serca. Co prawda zgrzytał mi kompletnie sposób, w który dostał się on na teren obozowiska kierowców, ale samo starcie to rekompensuje. Jest celowym zbiorem wszelkich chyba możliwych klisz obecnych przy takich scenach w innych obrazach. Twórcy ewidentnie doskonale się bawią, parodiując wszelkie konwencje. Reasumując, najnowszy odcinek Blood Drive to powrót do formy, jednakowoż w nowym stylu, wnoszącym powiew świeżości, której serial tak bardzo potrzebował. To również epizod bardzo ważny dla rozwoju serii, prezentujący nowe wątki i mający ogromne znaczenie dla wyścigu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj