Blood Drive: sezon 1, odcinek 7 – recenzja
Czy wprowadzenie nowych motywów i uchylenie drzwi tajemnicy uratuje Blood Drive? Oceniam to dla Was
Czy wprowadzenie nowych motywów i uchylenie drzwi tajemnicy uratuje Blood Drive? Oceniam to dla Was
Zacznijmy od najważniejszego, w tym odcinku nie dostajemy nawet kilometra przejechanej trasy, jednak liczba knowań, intryg i nowych wątków wychodzących na jaw nadrabia nam to wszystko nie tylko z nawiązką, ale wręcz z naddatkiem. Z jednej strony taki zwrot akcji zmienia oklepane do bólu motywy, a z drugiej rzucenie w twarz tyloma informacjami w połowie sezonu może potem się zemścić.
Już w pierwszych minutach dostajemy niezły strzał w gębę. Nowym Mistrzem Ceremonii staje się Dżentelmen, podczas gdy Slink zostaje uwięziony w siedzibie Serca jako zwykły dozorca. Taki stan rzeczy trwa jedynie przez ten odcinek i to nawet niecały. Starczy jednak, żeby zachować status quo. Obaj panowie oddają się radosnej masakrze, każdy w swoim stylu. Mam wrażenie, że te postacie są do siebie podobne w szaleństwie i posiadaniu kompleksu boga, zaś konfrontacja między nimi jest niechybną konsekwencją ich charakterów.
Motywem przewodnim całego odcinka zdaje się być zdrada. Pomijając może trio Grace, Arthura i Uczonego, które mniej więcej trzyma się razem, każdy każdego zdaje się wykorzystywać do swoich celów, a prym w tym znów wiedzie Slink. Ta postać skrywa tyle sekretów, że zaczynam wątpić, by w ogóle był on człowiekiem. Moment, w którym okazuje się, że wszystko, co do tej pory się wydarzyło podczas wyścigu, było przez niego zaplanowane, nieco wbija w fotel. Mam tylko nadzieję, że twórcy będą w stanie jakoś sensownie wyjaśnić niektóre elementy i dowieść, że nie były przypadkiem. Sam nie do końca to kupuję.
Jednak Slink to nie wszystko. Okazuje się, że za schwytaniem Arthura i Christophera stoi Pani Sierżant, a nie – jak podejrzewaliśmy – Aki, która jest teraz pokazywana głównie jako seks zabawka. Dalej jest jeszcze ciekawiej, a jak wspominałem – zdrada goni zdradę. Aki zdradza sierżant, Carpenter zdradza Aki i tak dalej, za dużo ujawniać nie chcę, bo i tak dużo już dałem spoilerów, bez których ciężko jest omówić ten odcinek.
Wracają też dwa nieodzowne elementy Blood Drive, czyli humor i krew. Ten pierwszy element to przede wszystkim scena uwodzenia Dżentelmena przez Arthura. Powiem szczerze, że w pewnym momencie już przestałem nawet kontrolować śmiech, zwłaszcza przy momencie karmienia parówkami. To trzeba zobaczyć samemu! Bawi też przełamanie przez Slinka czwartej ściany.
Krew zaś to przede wszystkim walka z potworem wypuszczonym przez (a jakże!) Slinka z siedziby Serca. Co prawda zgrzytał mi kompletnie sposób, w który dostał się on na teren obozowiska kierowców, ale samo starcie to rekompensuje. Jest celowym zbiorem wszelkich chyba możliwych klisz obecnych przy takich scenach w innych obrazach. Twórcy ewidentnie doskonale się bawią, parodiując wszelkie konwencje.
Reasumując, najnowszy odcinek Blood Drive to powrót do formy, jednakowoż w nowym stylu, wnoszącym powiew świeżości, której serial tak bardzo potrzebował. To również epizod bardzo ważny dla rozwoju serii, prezentujący nowe wątki i mający ogromne znaczenie dla wyścigu.
Źródło: zdjęcie główne: Syfy
Poznaj recenzenta
Aleksander "Taktyczny Wafel" MazanekDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat