W najnowszym odcinku Botoksu dużą rolę odgrywa Piotr Stramowski, który wprowadza do produkcji lekkie motywy komediowe. Paradoksalnie są one siłą epizodu i sprawiają, że całość ogląda się całkiem znośnie.
Trzeba przyznać, że wątek dziwacznego romansu Michała i Patrycji działa, jak należy. Pozbawiony jest pikantnych specjałów kuchni vegańskiej i śmieszy w dość prosty, bezpretensjonalny sposób.
Piotr Stramowski, wychodząc na chwilę z butów bohatera kina akcji, bawi się swoją rolą, parodiując wizerunek metroseksualnych mężczyzn. Fakt, że sam za takiego uchodzi w polskim showbiznesie, sprawia, że wątek ten zyskuje drugie dno.
Niestety kolejne motywy nie napawają już takim optymizmem. W odróżnieniu od historii Michała i Patrycji, pijacka libacja Daruli ze zwłokami młodej dziewczyny zupełnie nie bawi. Kolejny niepotrzebny zapychacz mający pokazać, że
Patryk Vega potrafi pojechać po bandzie. Co z tego, jeśli motyw pozbawiony jest ładunku komediowego i prezentuje poziom typowy dla słabych polskich komedii.
Pozbawiony dobrego smaku wydaje się też wątek staruszki, którą wyrodny syn pozostawia w szpitalu. Reżyser próbuje tutaj moralizować, ale konkluzja jest tak banalna, że aż zęby bolą. Kochaj swoich bliskich, opiekuj się starszymi, rozmawiaj z matką. Podobne mądrości przekazywane są pięciolatkom w
Śwince Peppie czy
ulicy Sezamkowej. Botoks to jednak produkcja dla dorosłych, dlatego twórca zadbał, aby ta historia posiadała wystarczającą liczbę "vegaizmów". Jak zmusić wyrodnego syna, aby pokochał swoją rodzicielkę i nie przywiązywał ją do łóżka? Wystarczą trzy pijane piękności, które sterroryzują gościa i zmuszą go niewybrednym słownictwem do posłuszeństwa.
Podobnymi smaczkami obdarzona jest historia zemsty bohaterek na chirurgu sadyście. Nikomu oczywiście nie przyjdzie do głowy, aby zgłosić sprawę do prokuratury. Najlepiej podstępem wstrzyknąć delikwentowi kwas hialuronowy w penisa, a następnie szyderczo się z tego śmiać. Oczywistym jest fakt, że tradycyjne metody rozprawiania się z takimi przypadkami to nie temat na dynamiczny film / serial, ale tym podobne bzdury sprawiają, że
Botoks można traktować tylko w kategorii niesmacznego żartu.
W obu powyższych wątkach dużą role odgrywa doktor Beata Winkler portretowana przez
Agnieszka Dygant. Być może jestem w mniejszości, ale mam duże wątpliwości co do jej umiejętności aktorskich. W omawianym odcinku bohaterka szarżuje, krzycząc na szpitalnym korytarzu i przeklinając na Bogu ducha winnych pacjentów. Takie sceny w wykonaniu Dygant rażą sztucznością i są wielce przerysowane. Aktorka nie potrafi oddać prawdziwych emocji, przez co jej postać jest płaska i nieciekawa.
Podobnie jak w filmie, tak i tutaj niezwykle istotny jest wątek Magdy. Lekarka przeprowadza aborcje i odbiera porody. W bieżącym epizodzie dochodzi do tragedii na oddziale położniczym. Całość pokazana jest z charakterystyczną dla Patryka Vegi manierą, ale istotniejsze jest to, że reżyserowi w tym konkretnym segmencie udało się przekazać pewne wiarygodne emocje. Szczerość artysty w wątkach aborcji, położnictwa i szeroko pojętego rodzicielstwa zasługuje na uznanie. Abstrahując od światopoglądu (każdy może mieć, jaki chce), dobrze wiedzieć, że
Botoks to nie jedynie narzędzie mające służyć do czysto komercyjnych celów. Twórca próbował pokazać w swoim dziele cząstkę siebie, za co chwała mu. Inna sprawa, że zrobił to zupełnie nieudolnie.
Przedostatni odcinek serialu
Botoks ma swoje momenty. Nikną one jednak w zalewie charakterystycznych dla Patryka Vegi wulgarnych i prostackich motywów. Mimo to jest nieco lepiej niż w dwóch poprzednich epizodach. Za tydzień finał i rozwiązanie wątku Marka. Czy jest szansa na dobre zamknięcie?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h