Nie oceniam tego serialu przez pryzmat The Good Wife, chociaż porównania będą nieuniknione. Czuć, że BrainDead wyszedł spod ręki tych samych ludzi, tylko co z tego, skoro pierwszy odcinek nie zachęca do zostania z produkcją? Najprościej nowy dramat CBS opisać jako mieszankę The Good Wife z iZombie – mieszankę niezbyt udaną, która do obydwu seriali się nie umywa (porównuję tu oczywiście tylko pilotowe odcinki). ‌BrainDead w założeniach miał być polityczną satyrą i komedią z elementami horroru, a w pierwszym odcinku był w zasadzie niczym. Nie zaśmiałem się ani razu, chociaż odnosiłem wrażenie, że niektóre sceny miały w założeniach być zabawne. Elementy horroru zrealizowano jeszcze gorzej, bo ich to już w ogóle nie zauważyłem. Ogólnie scenariusz w pilocie nie powala: nie zarysowuje w żaden sposób głównego wątku, przez co widz nie ma pojęcia, czego spodziewać się po kolejnych odcinkach. Brak temu serialowi wyrazistości, co utrudnia jego opis i klasyfikację. Znalazłoby się też parę dziur logicznych. Szczególnie utkwiła mi w pamięci pewna scena w karetce, po której zastanawiałem się, dlaczego nikt o tym wypadku nie słyszał i jak to możliwe, że nikt nie wezwał Centrum Chorób Zakaźnych. No url Trudno na razie powiedzieć coś o obsadzie. Tak naprawdę najlepiej wypadli ci, którzy dostali najmniej czasu antenowego – Zach Grenier (nie należy do stałej obsady serialu) oraz Tony Shalhoub (sceny z jego udziałem ogląda się najprzyjemniej w tym odcinku). Dobrze wypada Mary Elizabeth Winstead w głównej roli. Jej bohaterka, Laurel, nie wyróżnia się na razie niczym szczególnym, jeżeli chodzi o charakter, ale ma w sobie pewien urok, dzięki któremu przyjemnie się ją ogląda na ekranie. Jest to o tyle ważne, że Laurel dostała dużo czasu antenowego. Reszta aktorów na razie do siebie nie przekonała – choć należy odnotować niezłą chemię między Dannym Pino i wspomnianą Mary Winstead, bardzo istotną, gdyż aktorzy grają rodzeństwo. W pierwszym odcinku BrainDead najlepsze były te momenty, które realizacją nawiązywały do The Good Wife. Z jednej strony – przyjemnie było poczuć ducha poprzedniej produkcji małżeństwa Kingów, ale z drugiej – chciałoby się zobaczyć też coś nowego. Inna sprawa, że nawet te momenty nie wyszły idealnie, głównie przez przewidywalność scenariusza (np. scena poszukiwań Luke'a). Tak jak pisałem na początku – BrainDead zaliczył falstart. Jest nudno, bez wyrazu, a do tego wciąż nic nie wiemy o fabule, czyli ani nie zasugerowano nam większej historii, ani potencjału, który miałby przyciągnąć do ekranu. Swoje rozczarowanie mogę porównać do tego, które czułem po pilocie Agentów T.A.R.C.Z.Y. (może to jest odrobinę mniejsze, bo miałem też mniejsze oczekiwania). Liczę, że serial się jeszcze rozkręci; ja na pewno dam mu na to szansę, ciekawe tylko, czy widownia amerykańska zrobi to samo.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj