Epizod "The Gift" skupia się na urodzinach Jenny oraz na tym, by dać jej najlepszy możliwy prezent. Wszyscy współpracownicy przygotowują podarunki, ale tylko Brody konsultuje swoje decyzje z szefem. Sprawia to, że wszelkie pomysły dyrektora zostają wprowadzone w życie z dodatkowym zabawnym efektem ubocznym, którego Brody nie przewidział.
Mansfield, dający podopiecznemu rady dotyczące Jenny, po raz kolejny zbliża ich relacje do ojcowsko-synowskiej. Ich wspólne sceny ogląda się z największą przyjemnością w całym serialu - zwłaszcza takie, gdy panowie wspólnie piją najlepsze wino, jakie przyjdzie im zasmakować, by zaraz potem spróbować szklaneczki drugiego najlepszego, które pojawi się w ich życiu. Odmienność reakcji na smak obu trunków jest odpowiednio komediowo przerysowana, by zwyczajnie bawić widza.
[video-browser playlist="635461" suggest=""]
Sposób, w jaki Brody przekonuje współpracowników Jenny, że to właśnie on dał jej najlepszy i najbardziej przemyślany prezent, to jeden z najzabawniejszych momentów odcinka. Wszystko dzięki pomysłowi punktowania procesu myślowego, który przeszedł przez głowę każdego z nich podczas wyboru podarunku. Natomiast chwilą, która wzbudziła mój szczery śmiech i znajduje się chyba na szczycie najlepszych momentów epizodu, jest scena, w której Brody śmieje się jak Gejsza, odnosząc się do tego, co Mansfield powiedział mu parę minut wcześniej.
Ground Floor zaliczyło w tym tygodniu tendencję wzrostową, dzięki czemu przysporzyło pozytywnych wrażeń. Poziom dowcipu zmierza w odpowiednim kierunku, by rzeczywiście bawić widza. Jest to widoczne do tego stopnia, że przestałem nawet zwracać uwagę na śmiech z taśmy pojawiający się w tle. Komedia Billa Lawrence’a i Grega Malinsa zaczyna iść w dobrą stronę. Mam nadzieję, że ta tendencja utrzyma się w kolejnych epizodach pierwszego sezonu.