Kapitalnym punktem wyjściowym dla fabuły Brooklyn Nine-Nine okazała się ucieczka kryminalistów. Z miejsca nadało to serialowi dynamiki, a podział na zespoły zaoferował możliwość barwnych interakcji. To zdecydowanie najmocniejszy atut produkcji i został tu niemal w pełni wykorzystany. Na tej samej zasadzie świetnym rozszerzeniem i scenariuszowym zabiegiem było także wprowadzenie zakładu pomiędzy Jake’m i Amy, co sprawiło, że historia nabrała jednocześnie kolorytu rywalizacji i romantyczności. Jak się okazało, ów wątek miłosny był ozdobą odcinka. Bohaterowie świetnie bowiem wyglądali razem kiedy entuzjastycznie „geekowali” na temat Harry’ego Pottera, a wyznanie uczucia w kanałach, przy obecności domniemanego zbiega i podekscytowanego Charlesa, to pomysł przednio przewrotny i perfekcyjnie pasujący do konwencji serialu. Zaletą omawianych odcinków było również silne spowinowacenie z popkulturą. Otrzymaliśmy tu bowiem całą litanię odniesień – od cytowania filmu The Fugitive, przez wzmianki o Westworld, Teenage Mutant Ninja Turtles, Batamanie i udawanie Roberta DeNiro, aż po wspomnianego Harry’ego Pottera. Ten ostatni wracał zresztą parę razy („nie bądź taki Malfoy”) a dociekliwi fani magii J. K. Rowling mogą zwrócić uwagę, że Amy na wieść o tym, że Jake czyta Zakon Feniksa, pyta o śmierć Cedrika, który jak wiemy zginął jednak w Czarze Ognia. Z kontekstu wygląda to jak chochlik, ale może bohaterka wiedziała, że w takim razie może już swobodnie spoilować? Ważną obecnością w serialu był też Marshawn Lynch, emerytowany ale wciąż wyróżniający się zawodnik amerykańskiej ligi futbolowej NFL. Dla fanów wspomnianego sportu mógł to być świetny smaczek. Co się tyczy zaś postaci serialowych, to kapitan Raymond Holt kontynuuje wymiatanie. Żart z dziecięcym zawiązywaniem krawatu to komediowa perełka, a rozbawić potrafił nawet gag ze swojsko brzmiącą „kanalizacją”. Nie najgorszym urozmaiceniem Terry’ego był z kolei motyw starzenia się - z racji na sylwetkę bohatera nie do końca co prawda przekonujący, ale bardzo sprawnie odegrany. Łącznie z ujawnieniem fragmentu akrobatycznej i roześmianej przeszłości Rosy. Po raz kolejny sprawdził się także wątek Douga Judy’ego i jego przyjaźni z Jake’m Peraltą. Craig Robinson pasuje do obsady i tonacji serialu, a szczególnie dobrze zgrywa się z Andym Sambergiem. Na tyle jest to fajnie klikający duet, że nawet śpiewanie osobliwych piosenek wychodzi im na plus. Tymczasem kwintesencją dziwactw Charlesa był humorystyczny motyw SMSowania. W oczywisty sposób przejaskrawiony, ale spójny z resztą fabuły i trafnie podkreślający niewinnie nachalny charakter bohatera. Raczej negatywnym, ponieważ niespecjalnie zabawnym, zaskoczeniem było więc tylko wspomniane na wstępie zakończenie tejże odsłony Brooklyn Nine-Nine. Nie do końca jasne jest, do czego ma ono prowadzić i czy powinno wzbudzić śmiech, czy wytrzeszcz oczu ze zdziwienia. Napis końcowy klarownie daje znać, że zobaczymy możliwie bezpośrednią kontynuację, ale w perspektywie całości lepsza byłaby tu wesoła wisienka na torcie, a nie przykry skądinąd cliffhanger.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj