Brooklyn 9-9 w ostatnich latach pokazał, że za sterami stoi naprawdę kreatywna grupa osób, która wie, jak urozmaicić opowieść, by nie tylko była zabawna, ale mogła również zaskoczyć jakimś świeżym rozwiązaniem. Premiera 7. sezonu idzie właśnie tym torem, a dzięki zdegradowaniu Holta do zwykłego mundurowego mamy wiele nowych, ciekawych i przekomicznych pomysłów, które wyciągają bohaterów,  a zwłaszcza Jake'a, ze strefy komfortu. To pozwala poczuć, że nie oglądamy odtwórczości i powtarzania tego samego, co widzieliśmy w poprzednich sezonach. Zwłaszcza ze strony Holta, który w nowej roli nie raz potrafi porządnie rozbawić - czy to w rozmowach z dziwaczną partnerką, czy to w swoich próbach kradzieży śledztwa Jake'a, czy na imprezie u nowej kapitan (jego próby pijackiego szaleństwa tak bardzo w stylu Holta!). To wszystko komponuje nowy status quo, który przynajmniej przez jakiś czas będzie rozkręcać 7. sezon. Dowodem pomysłowości jest pozorne powtarzanie schematu z nowym dowódcą posterunku 9-9. W końcu przerabialiśmy to kilkakrotnie i zawsze nowy kapitan był osobowością dość specyficzną. Tym razem bohaterowie podejrzewają manipulację Wuntch. Nowa szefowa jest wręcz za idealna, a to w kontekście próby odnalezienia ukrytego motywu tworzy dobrą komediową historię w stylu Brooklyn 9-9. Zwłaszcza w scenach, w których odkrywamy kolejne zbyt perfekcyjne zaspakajanie potrzeb bohaterów przez nową bohaterkę. Teoretycznie wszystko powinno iść zgodnie z tym, co mówi Jake - ona jest za idealna. Podświadomie zgadzamy się z tym schematem, ale twórcy zaskakują i nie ma w tym ukrytego motywu. Próby Jake'a i Holta na imprezie wypadają chyba najbardziej humorystycznie. Ten serial zawsze działał najlepiej, gdy twórcy starali się w jakimś stopniu parodiować schematy znane z policyjnych opowieści. W tym przypadku mamy zamach na polityka, który owocuje obławą na przestępcę. Mamy też śledztwo, w którym Jake i Boyle są tak samo skuteczni, jak dziwaczni, oraz wspomnianego Holta, który nie może się pogodzić z nową rolą. To też doprowadza do ciekawego rozwoju bohaterów, bo Holt musi dojrzeć do zmiany, tak samo jak Jake, który formalnie jest teraz zwierzchnikiem swojego mentora. Potencjał jest dostrzegalny jeszcze w wielu humorystycznych perypetiach w tym sezonie, a nie jest wykluczone, że będzie w tym większa historia mająca na celu przywrócenie Holtowi dobrego imienia. Teoretycznie najsłabiej wypada wątek Santiago, która w jednym odcinku jest zestresowana, że może być w ciąży, w drugim pilnuje Jake'a i Holta, by nie narozrabiali. Ten pierwszy motyw wydaje się zbyt banalnie oparty na pozornym konflikcie z Terrym. Nawet końcowe zasugerowanie starania się o dziecko przez Jake'a i Santiago wiele w tym nie zmienia. Oczywiście potencjał komediowy ciąży i dziecka jest wielki, więc miejmy nadzieję, że twórcy dobrze to wykorzystają. W drugim odcinku wątek Santiago wypada lepiej, ale jest on trochę wtórny, bo zaprzepaszcza rozwój postaci, przywracając jej przywary z dawnych sezonów. A przez to nie jest tak zabawny, jak można byłoby oczekiwać. Zaskoczeniem może być Boyle, który w 6. sezonie był jedną z najsłabszych postaci, na którą nie było pomysłu. Tutaj jego przemiana w twardziela w skórzanej kurtce okazuje się strzałem w dziesiątkę - zabawnie, pomysłowo. Chciałoby się, aby było to kontynuowane. Szkoda, że pewnie tak nie będzie, bo Boyle potrzebuje rozwoju i właśnie tego typu dziwacznych kierunków, bo schemat pomocnika Jake'a dawno się już wyczerpał. Brooklyn 9-9 trzyma poziom, dobrze rozpoczynając 7. sezon. Nowa, ciekawa historia z potencjałem i dobrze przygotowanymi gagami satysfakcjonuje. Oby był to dobry prognostyk na resztę sezonu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj