Johna Layman był gościem tegorocznej Komiksowej Warszawy odbywającej się w ramach Międzynarodowych Targów Książki. Ten niewysoki, sympatyczny facet zawsze z uśmiechem składał autografy na swoich komiksach, chętnie pozował do zdjęć z czytelnikami i przede wszystkim sprawiał wrażenie spokojnego, racjonalnego obywatela świata. Trudno byłoby przypuszczać, że za tą pozą kryje się ostre jak brzytwa poczucie humoru, świadomie i z polotem wykraczające dość często poza granice dobrego smaku. Czytanie "Chew", także dzięki karykaturalnym, undergroundowym z ducha rysunkom Roba Guillory, przypomina momentami oglądanie odcinków "Latającego Cyrku Monty Pythona". To humor z pewnością nie dla wszystkich. Dla osób, które odnajdują się w takiej estetyce, "Chew" to absolutne must have. No bo co my tu mamy? W drugiej odsłonie przygód Tony'ego Chu - zatytułowanej "Chew Volume 2: International Flavor" - jest tajemniczy owoc, która wygląda trochę jak żyjątko z innej planety i dodatkowo smakuje jak kurczak, pewien istotny dla fabuły kogut - champion walk i (wreszcie!) nie tak oczywisty, jakby wydawało się na pierwszy rzut oka, wampir. Ale od początku.
Chew #2: Międzynarodowy smak
  Pierwszy tom "Chew" zakończył się sporym cliffhangerem. Partner agenta Chu z Departamentu Żywności i Leków, Mason Savoy, również cybopata, czyli osobnik, u którego spożywane pokarmy powodują dogłębne, mentalne wrażenia, na swej drodze do poszukiwania prawdy okazał się być niecofającym się przed niczym mordercą. Chu ponownie zaczyna pracować z Johnem Colbym, który po niefortunnym zdarzeniu z pierwszego zeszytu serii powraca jako biomechanicznie udoskonalony stróż prawa (na oklaski zasługuje świetna scena odegrana przez tę parę przed nieznośnym szefem Chu). W czasie jednej z akcji detektyw kosztuje pewnej potrawy. Jej smak przywołuje u niego bardzo niepokojące obrazy. Tony bierze urlop, decyduje się na prywatne śledztwo i wyrusza na odległą wyspę Yamapalu, z której pochodzi tajemnicza potrawa. Wyrusza razem ze swoim skompromitowanym niegdyś w krajowej telewizji bratem, który otrzymał na wyspie posadę szefa kuchni. Na miejscu okaże się, że - jak zwykle - rzeczywistość przerośnie wszelkie oczekiwania sympatycznego cybopaty. Czytaj również: Będzie niższy VAT na ebooki? Wyobraźnia Laymana w kreacji świata po małej apokalipsie spowodowanej ptasią grypą jest naprawdę nieskrępowana, a przy tym scenarzysta nie podaje nam wszystkich szczegółów na tacy; informacje są oszczędnie dawkowane i tworzą fascynującą mozaikę, na którą składa się wiele popkulturowych motywów. Już w pierwszym tomie scenarzysta zasygnalizował, że intryga może mieć prawdziwie kosmiczny zasięg. Ale to nie fabularny rozmach decyduje o jakości serii, tylko właśnie jej poszczególne, momentami mocno zbijające z tropu elementy. Szczególnie bawi skłonność Laymana do wymyślania postaci obdarzonych wyjątkowymi, związanymi z kosztowaniem bądź przyrządzaniem pokarmów właściwościami. Powraca znana z pierwszego tomu niezwykła kulinarna publicystka i zarazem obiekt westchnień detektywa, saboskryberka Amelia Mintz, ale jest jeszcze Fatanyeros, czyli cybolokutor - smak tworzonych przez niego potraw wywołuje dosłowne wrażenie obcowania z literackim arcydziełem. Wszystkie te postacie mają swoje istotne miejsce w tworzonej przez Laymana wielopiętrowej intrydze, która powoduje u czytelnika rodzaj pozytywnego osłupienia. Scenarzysta doskonale wie, jak budować ciekawość odbiorcy (prologi, które śmiało mogą ubiegać się o miano kultowych). Czasem niespodziewanie pojawia się enigmatyczny kadr, który jest zaczynem kolejnego, tkwiącego jeszcze w zamysłach twórcy wątku. A czytelnik, odkładając na bok zakończoną lekturę, świadom jest przede wszystkim jednego, ważnego faktu - że ma apetyt na więcej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj