"Chirurdzy" już od dawna nie są serialem medycznym, a jedynie telenowelą związków między bohaterami. Daje się to dalej oglądać tylko dzięki chemii i grze aktorów.
Grey Sloan Memorial Hospital już od dawna nie jest zwykłym szpitalem, w którym chodziłoby o zwykłe zabiegi. Tutaj wszyscy są wybitni, pracują z wybitnymi i robią same wybitne rzeczy – drukują raka, mają same ciekawe badania, a także operują szybko rozwijające się nowotwory. I oczywiście wszystko idzie jak po maśle. Szkoda, że widza to ni ziębi, ni grzeje, ponieważ krótka i szybka historyjka o tym, jak pacjentka poznała swojego ukochanego, nie doprowadza do tego, że kogokolwiek obchodzi to, czy ona przeżyje, czy nie. Jednak mamy całkiem uroczą scenkę z przysięganiem na „Odyseję” i już wiemy, że wszystko będzie dobrze.
I mimo że ten cały wątek z Odyseuszem może widza rozczulić, rozbawić lub załamać, prawda jest taka, że każdy z bohaterów
"Chirurgów" ma problem z powrotem do domu. Choć niektórym wychodzi to na dobre – Dereka chyba nikomu nie brak. Biedny Patrick Dempsey od paru dobrych sezonów marnuje się tylko w tym serialu, grając niby główną postać, której wcale jednak nie widać – jest tłem wydarzeń, choć nadal cudownym i pięknym. Dobrze więc, że pojechał do Waszyngtonu: scenarzystom nie ciąży to, że przecież mąż głównej bohaterki musi się pokazać, Dempseyowi, że musi popatrzeć na wydarzenia smutny i zadumany, a widzom, że biedny Derek nadal nie ma żadnej roli do odegrania. Meredith, mimo że tęskni za swoim mężem, wydaje się być rozluźniona i, co więcej, nabrała wigoru. Z nadąsanej, irracjonalnej, wkurzającej postaci stała się znowu osobą zabawną i ciętą. Jej sceny z Alexem, w których próbowała z niego zrobić Christinę 2.0, były zabawne, poszukiwanie przyjaciela do operacji również, a spanie z wydrukowanym nowotworem przypomniało nam o starej, pokręconej Meredith. I mimo całej sympatii dla Patricka Dempseya - mógłby jeszcze przez pewien czas nie wracać do serialu, ponieważ i tak mamy o wiele więcej irytujących postaci.
[video-browser playlist="660814" suggest=""]
Niestety, mimo że wątek dziecka April i Jacksona może być ciekawy z wielu stron (np. konflikt lekarza naukowca i lekarza z wiarą), to na to wszystko cień kładzie zachowanie przyszłej matki. Rozumiem, że April cierpi, rozumiem, że potrzebowała pomocy swojej rodzicielki, na którą mogła się zdenerwować. Jednak robienie z Jacksona tego złego, tego, który nie cierpi, a potem jeszcze narzekanie, że nie ma od niego pomocy, jest karygodne. Zwłaszcza że scenarzyści nie potępiają zachowania swojej bohaterki w żaden sposób. To Jackson jest tym złym, bo nie wspiera własnej żony – i kogo obchodzi to, że on sam zostaje pozostawiony sam sobie z cierpieniem. Najważniejsza jest April Kepner, która teoretycznie ma być dobrą postacią, a wychodzi na hipokrytkę i egoistkę.
Nie wiem, jaki jest problem scenarzystów
"Chirurgów", ponieważ mają naprawdę ciekawe męskie postacie. Szkoda tylko, że nie dają im dojść do głosu. Owen już od dawna przestał mieć charakter i wałęsa się jedynie po szpitalu, Jackson jak zwykle chce dobrze, ale nikogo nie obchodzą jego uczucia – czemu nikt nie pokaże, że on cierpi? Że może mieć dość? Czemu zawsze musi być workiem treningowym dla Kepner? Choć to i tak lepiej niż z Alexem, którego zadanie polega jedynie na mizianiu się z Jo i mówieniu „nie” Meredith. Czy mężczyźni w
"Chirurgach"” nie mają żadnych ambicji, problemów? Dlaczego to cały czas kobiety są ważniejsze, mimo że nie jest to serial o kobietach? Dlaczego tak rzadko widujemy też Bena, który stał się typową postacią „przynieś, podaj, pozamiataj” i jedynie przypomina widzom, że Bailey ma męża?
Choć, oczywiście, były też pewne wątki urocze. Przyjaźń stworzona między Callie a Owenem jest bardzo przyjemnym elementem serialu – oby scenarzyści tego nie zepsuli, kierując ich do łóżka. Dobrze też, że w końcu pojawiła się jakaś rola dla Stephanie, która od jakiegoś czasu była tylko byłą Jacksona i przyjaciółką Jo. Oby scenarzyści nie zepsuli tego jak orto-teamu, którego nie widzieliśmy od jakiegoś czasu. Cieszę się również, że pojawia się więź między zapomnianą trochę Maggie a Meredith, choć pojawia się ona trochę nie wiadomo skąd.
Czytaj również: ABC znów dominuje w czwartek. Fatalny start „Allegiance” NBC – wyniki oglądalności
Mimo że
"Chirurdzy" ("Grey's Anatomy") nadal są przyjemnym serialem, szkoda, że cierpią na syndrom zbyt dużej obsady, przez co nie o wszystkim można opowiedzieć. Wątki się gubią, niektóre postacie w ogóle nie mają żadnej akcji od kilku sezonów, a inne dostają zbyt dużo czasu ekranowego i irytują. Co więcej, gdzieś po drodze pogubili nam się panowie z potencjałem, którzy teraz są tylko tłem wydarzeń. Aż człowiek chce się spytać: gdzie ci mężczyźni?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h