Chirurdzy wciąż nie mogą ustabilizować poziomu. Pierwszy odcinek był całkiem niezły, drugim już znacznie gorszy, trzeci znów podniósł poziom, natomiast czwarty stoi na podobnym poziomie i bardzo przyjemnie się go ogląda. Wszystko za sprawą stworzenie niezwykle kameralnego klimatu. Nieważne są operacje, nieważna jest sprawa tygodnia - choć nawiązuje do tematyki odcinka - ważne są emocje oraz przeszłość. A ta powraca za sprawą sporej ilości flashabacków. A dotyczy dwóch osób - jednej bezpośrednio i jednej pośrednio. Mowa o Meredith i Maggie.
Pierce chce odejść ze szpitala, na co nie zgadza się ani Bailey ani reszta zarządu, choć Richard i Meredith pogodzili się już z decyzją. Również swoje problemy ma Alex, który co prawda zostaje w szpitalu i to na stanowisku szefa pediatrii, ale dowiaduje się, że zarząd jednomyślnie głosował za Mirandą. Urażona męska duma daje o sobie znać. Twórcy nie poświęcają jednak tym wszystkim problemom dłuższej uwagi. Skupiają się zaś na relacjach zmarłej już matki z córką.
Ellis była okropną matką, a jednocześnie genialnym chirurgiem. Najbardziej straciła na tym Meredith, ale i Richard jest poszkodowany (choć nie bez winy). Cieszy, że twórcy postanowili rozprawić się jeszcze raz z przeszłością rodziny Greyów, szczególnie teraz, gdy wiadomo już, że Maggie zostanie, a Meredith będzie miała siostrę.
[video-browser playlist="633018" suggest=""]
Na tym też opiera się moc odcinka. Wspomnień jest tak wiele, że spokojnie zajmują jedną trzecią czasu antenowego, kilka minut poświęcono na operacje, które zostały wplecione chyba tylko dlatego żeby były - wszak to serial o chirurgach i jednocześnie pokazać, że Maggie i Meredith mają wiele wspólnego. Obie walczą do końca, obie mają też świetny zmysł. Pierce objawia się jako godna następczyni Yang, ze świetnymi pomysłami i doskonale wypracowaną improwizacją. Ratuje człowieka o niepełnosprawności. Nie gorsza jest jednak Grey, która choć żyje w cieniu genialnej matki, zdaje się Webberowi bardzo ją przypominać. Zachowaniem, głosem, gestami.
Te sceny przeplatane wspomnieniami z przeszłości budują ujmujący obraz dwóch pokoleń, masy nieporozumień i trudnej miłości. Jednocześnie pozwalają pogodzić się Meredith z tym, że posiada siostrę, z geniuszem chirurgicznym matki i jednocześnie jej nieudolnością w uczuciach. Największa w tym zasługa Kate Burton, która świetnie odgrywa wszystkie te sceny. Za każdym razem jak pojawia się w retrospekcjach kradnie serial dla siebie.
Nie gorzej radzi sobie Ellen Pompeo, która zdaje się być zmęczona ciągłymi kłótnia z Derekiem i próbą poradzenia sobie z wiedzą, że Maggie jest jej siostrą. Nie dziwi to jednak specjalne, aktorka od jedenastu sezonów wciela się w Meredith. Nieco mniej irytuje także Kelly McCreary. Możliwe, że jest to spowodowane tym, że dostała znacznie mniej czasu antenowego, a przez połowę jest w lekarskim czepku i nie widać jej irytującej mimiki. Zobaczymy jak jej postać się rozwinie, bo patrząc na jedną z najlepszym scen czwartego odcinka Maggie i Meredith mogą stać się najlepszymi przyjaciółkami. Może nie od razu, ale za kilka odcinków.
Czytaj również: "Skandal" i "Chirurdzy" zyskują widzów
Chirurdzy wciąż pokazują dramaty lekarzy, ich życie uczuciowe, problemy, wzloty i upadki. Odcinki kameralne, oparte na emocjach, zawsze dobrze się sprawdzały i nie inaczej jest i tym razem. Meredith musi pogodzić się zarówno ze swoją siostrą, jak i z Derekiem, żeby ruszyć dalej. Wszyscy czekamy - podobnie jak Shepherd - na ten zapowiadany błysk.