Chleb i sól od Damiana Kocura jest opowieścią o bezsilności w obliczu przemocy, ale też o poczuciu, że nie należysz do miejsca, w którym się wychowałeś. Wyjeżdżając do innego miasta na studia, zostawia się swoje osiedle i swoją ekipę na długie miesiące, a wracając jest to ciągłe poczucie tymczasowości i zawieszenia między tym, co było kiedyś a tym, co będzie dalej. W filmie Kocura każdy z nas może odnaleźć siebie i nie jest to w tym przypadku żadne wyświechtane hasło. Uchwycenie zagadnień i dotkniętej problematyki zachwyca wykonaniem, bo ogromna precyzja idzie w parze z wyjątkowymi środkami, więc nie dziwią dobre głosy płynące też z areny międzynarodowej. Bohaterem filmu jest Tymek, młody pianista, student Warszawskiego Uniwersytetu Muzycznego, który wraca na wakacje do swojej rodzinnej miejscowości. Jego brat i kumple z osiedla czekają na jego przyjazd, a gdy tylko się zjawia, spędzają ze sobą dużo czasu snując się po dzielnicy. Jednym z miejsc spotkań stał się nowo otwarty bar z kebabem. Z czasem rosną jednak napięcia między pracownikami kebaba arabskiego pochodzenia a kumplami Tymka, co prowadzi do tragicznego finału. Zainspirowana prawdziwymi zdarzeniami historia została w Chlebie i soli zaprezentowana na ekranie przez naturszczyków, co zawsze okraszone jest pewnym ryzykiem, ale w filmie Kocura daje pożądane w kinie efekty naturalności i wiarygodności.
Tomasz Woźniczka/Studio Munka SFP
Nie jest to więc typowy film fabularny, bo dokumentalna perspektywa jest mocno widoczna nie tylko w sposobie realizacji, ale też właśnie w grze niedoświadczonych aktorów. Wypowiadają się z wielkim luzem, naturalnością i nie ważne czy akurat rozmawiają o muzyce klasycznej, ojcu alkoholiku czy uprawiają freestyle. Dialogi są zawsze w punkt i ociekają doświadczeniami bohaterów tej historii. Pozornie w filmie Kocura nic się nie dzieje, ale wszystkie segmenty w spójny sposób traktują o wspomnianych dwóch problemach, które są korzeniami tej historii. Udaje się też w wielu przypadkach wywołać uczucie napięcia, które jednocześnie prowokuje nas do zadawania pytań - jak my byśmy zachowali się na miejscu Tymka? Czy jako świadkowie przemocy zareagowalibyśmy? Pomoglibyśmy słabszemu ryzykując, że dostaniemy rykoszetem? A jeśli tego nie zrobimy, to dlaczego tak okropnie się z tym czujemy? Reżyser zbiera te pytania i odpowiada na nie w swoim filmie, czyniąc z doświadczeń kino wielowymiarowe, zniuansowane i doskonale zaplanowane. Zmorą filmów w Polsce jest często wrzucenie do jednej fabuły zbyt wielu problemów, które potem nie zawsze są odpowiednio rozwinięte i ostatecznie brakuje poczucia satysfakcji. Chleb i sól koncentruje się na kilku naszych fobiach, dając każdej z nich wybrzmieć z ekranu. Przemoc zawsze jest przemocą, ale może mieć różne formy i nie zawsze musi być fizyczna. Podobnie jest z odczuwaniem niechęci do innego, którą da się dostrzec nawet po zwykłym spojrzeniu lub sposobie mówienia dzień dobry - nie musi to być od razu atak fizyczny lub szkoda materialna. Tymek próbuje balansować między artystycznym życiem w Warszawie i tym, które toczy się na prowincji. Sztuczność wynikająca z udawania kogoś, kim się nie jest może mieć tylko negatywne skutki i cieszę się, że zostało to dotknięte w takiej formie, która wyłącznie może nas zbliżać do bohatera. Nie chodzi o współczucie, bo też nie zawsze on postępuje moralnie, ale zanim osądzimy Tymka, powinniśmy sami uderzyć się w pierś. Drugim istotnym wątkiem jest ksenofobia, która mimo operowania kliszami działa. Oglądając film Kocura nie miałem wrażenia, że są to adaptowane nagłówki z portali internetowych, które lubią pisać o przemocy z udziałem Polaków na osobach innej narodowości (lubią pisać o wszystkim, co wywoła sensację, ale w tym kontekście to jeden z tych bardziej lubianych tematów). Kocur porusza się po tych wątkach z subtelnością, pozwalając swoim postaciom po prostu być sobą i dlatego nie ma tutaj oceniania i ciśnienia, by mówić coś więcej, niż zostało wypowiedziane. Siedzimy więc przy Chopinie i browarku, ale co jakiś czas spoglądamy na lustro i możemy dostrzec samych siebie, co zawsze jest wielką wartością kina i czymś, co bardzo doceniam. Kocur rozprawia się też z mitem polskiej gośćINNOŚĆi, co zresztą od początku sugeruje tytuł nawiązujący do tradycyjnego powitania chlebem i solą. W ostatnim czasie dużo mówi się o zakorzenionym w naszej tradycji witaniu nieznajomego, przyjmowaniem go pod swój dach i chęci wymiany kulturowych doświadczeń, ale tradycja jedno, praktyka drugie. Wiadomo, nie wszyscy tacy są, ale niedawne wydarzenia na granicy i teraz sytuacja z przypływem Ukraińców do naszego kraju pokazuje, że można czasem tę gościnność zmieścić w cudzysłów. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj