Chleb i sól - recenzja filmu [47. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni]
Data premiery w Polsce: 27 stycznia 2023Nie dziwi mnie zupełnie, że Chleb i sól z powodzeniem radzi sobie na międzynarodowej arenie i typowane jest na zwycięzcę tegorocznego festiwalu w Gdyni. Film Damiana Kocura jest trochę jak paradokument, ale tutaj ta naturalność przekłada się na wiarygodność, która jest tak pożądana i uwielbiana w światowym kinie.
Nie dziwi mnie zupełnie, że Chleb i sól z powodzeniem radzi sobie na międzynarodowej arenie i typowane jest na zwycięzcę tegorocznego festiwalu w Gdyni. Film Damiana Kocura jest trochę jak paradokument, ale tutaj ta naturalność przekłada się na wiarygodność, która jest tak pożądana i uwielbiana w światowym kinie.
Chleb i sól od Damiana Kocura jest opowieścią o bezsilności w obliczu przemocy, ale też o poczuciu, że nie należysz do miejsca, w którym się wychowałeś. Wyjeżdżając do innego miasta na studia, zostawia się swoje osiedle i swoją ekipę na długie miesiące, a wracając jest to ciągłe poczucie tymczasowości i zawieszenia między tym, co było kiedyś a tym, co będzie dalej. W filmie Kocura każdy z nas może odnaleźć siebie i nie jest to w tym przypadku żadne wyświechtane hasło. Uchwycenie zagadnień i dotkniętej problematyki zachwyca wykonaniem, bo ogromna precyzja idzie w parze z wyjątkowymi środkami, więc nie dziwią dobre głosy płynące też z areny międzynarodowej.
Bohaterem filmu jest Tymek, młody pianista, student Warszawskiego Uniwersytetu Muzycznego, który wraca na wakacje do swojej rodzinnej miejscowości. Jego brat i kumple z osiedla czekają na jego przyjazd, a gdy tylko się zjawia, spędzają ze sobą dużo czasu snując się po dzielnicy. Jednym z miejsc spotkań stał się nowo otwarty bar z kebabem. Z czasem rosną jednak napięcia między pracownikami kebaba arabskiego pochodzenia a kumplami Tymka, co prowadzi do tragicznego finału. Zainspirowana prawdziwymi zdarzeniami historia została w Chlebie i soli zaprezentowana na ekranie przez naturszczyków, co zawsze okraszone jest pewnym ryzykiem, ale w filmie Kocura daje pożądane w kinie efekty naturalności i wiarygodności.
Nie jest to więc typowy film fabularny, bo dokumentalna perspektywa jest mocno widoczna nie tylko w sposobie realizacji, ale też właśnie w grze niedoświadczonych aktorów. Wypowiadają się z wielkim luzem, naturalnością i nie ważne czy akurat rozmawiają o muzyce klasycznej, ojcu alkoholiku czy uprawiają freestyle. Dialogi są zawsze w punkt i ociekają doświadczeniami bohaterów tej historii. Pozornie w filmie Kocura nic się nie dzieje, ale wszystkie segmenty w spójny sposób traktują o wspomnianych dwóch problemach, które są korzeniami tej historii. Udaje się też w wielu przypadkach wywołać uczucie napięcia, które jednocześnie prowokuje nas do zadawania pytań - jak my byśmy zachowali się na miejscu Tymka? Czy jako świadkowie przemocy zareagowalibyśmy? Pomoglibyśmy słabszemu ryzykując, że dostaniemy rykoszetem? A jeśli tego nie zrobimy, to dlaczego tak okropnie się z tym czujemy? Reżyser zbiera te pytania i odpowiada na nie w swoim filmie, czyniąc z doświadczeń kino wielowymiarowe, zniuansowane i doskonale zaplanowane. Zmorą filmów w Polsce jest często wrzucenie do jednej fabuły zbyt wielu problemów, które potem nie zawsze są odpowiednio rozwinięte i ostatecznie brakuje poczucia satysfakcji. Chleb i sól koncentruje się na kilku naszych fobiach, dając każdej z nich wybrzmieć z ekranu.
Przemoc zawsze jest przemocą, ale może mieć różne formy i nie zawsze musi być fizyczna. Podobnie jest z odczuwaniem niechęci do innego, którą da się dostrzec nawet po zwykłym spojrzeniu lub sposobie mówienia dzień dobry - nie musi to być od razu atak fizyczny lub szkoda materialna. Tymek próbuje balansować między artystycznym życiem w Warszawie i tym, które toczy się na prowincji. Sztuczność wynikająca z udawania kogoś, kim się nie jest może mieć tylko negatywne skutki i cieszę się, że zostało to dotknięte w takiej formie, która wyłącznie może nas zbliżać do bohatera. Nie chodzi o współczucie, bo też nie zawsze on postępuje moralnie, ale zanim osądzimy Tymka, powinniśmy sami uderzyć się w pierś.
Drugim istotnym wątkiem jest ksenofobia, która mimo operowania kliszami działa. Oglądając film Kocura nie miałem wrażenia, że są to adaptowane nagłówki z portali internetowych, które lubią pisać o przemocy z udziałem Polaków na osobach innej narodowości (lubią pisać o wszystkim, co wywoła sensację, ale w tym kontekście to jeden z tych bardziej lubianych tematów). Kocur porusza się po tych wątkach z subtelnością, pozwalając swoim postaciom po prostu być sobą i dlatego nie ma tutaj oceniania i ciśnienia, by mówić coś więcej, niż zostało wypowiedziane. Siedzimy więc przy Chopinie i browarku, ale co jakiś czas spoglądamy na lustro i możemy dostrzec samych siebie, co zawsze jest wielką wartością kina i czymś, co bardzo doceniam. Kocur rozprawia się też z mitem polskiej gośćINNOŚĆi, co zresztą od początku sugeruje tytuł nawiązujący do tradycyjnego powitania chlebem i solą. W ostatnim czasie dużo mówi się o zakorzenionym w naszej tradycji witaniu nieznajomego, przyjmowaniem go pod swój dach i chęci wymiany kulturowych doświadczeń, ale tradycja jedno, praktyka drugie. Wiadomo, nie wszyscy tacy są, ale niedawne wydarzenia na granicy i teraz sytuacja z przypływem Ukraińców do naszego kraju pokazuje, że można czasem tę gościnność zmieścić w cudzysłów.
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat