J.G. Quintel (Regular Show) stworzył animację o świeżym charakterze, choć pomysł wyjściowy Close Enough nie wydaje się tak oryginalny jak choćby, dajmy na to, BoJack Horseman. Oto mieszkająca w Los Angeles rodzina u progu dojrzałości: małżeństwo Josh i Emily (para trzydziestoparolatków) i ich córka, Candice. By było taniej, bohaterowie dzielą dom z parą przyjaciół w podobnym wieku (i po rozwodzie): Alexem (profesorem college'u) i Bridgette (influencerką). Serial w specyficzny sposób opowiada o tym, jak bohaterowie próbują odnaleźć się w tym dziwacznym okresie przejściowym po trzydziestce, między młodością a poważną dorosłością, pogodzić się z wieloma zmianami, zrozumieć siebie nawzajem, zaakceptować nieubłaganie pędzący na złamanie karku czas. Josh (początkujący twórca gier wideo) i Emily (korporacja spożywcza) lawirują między pracą, dziećmi i niepogrzebanymi jeszcze nastoletnimi marzeniami. Młodzieńcza werwa walczy ze zmęczeniem, żądza przygód z kojącą i stabilną nudą. Obcowanie z Close Enough ułatwia jego przystępna struktura – serial podzielono na osiem odcinków, ale niemal każdy z nich składa się tak naprawdę z dwóch ok. 11 minutowych epizodów, które nie są ze sobą bezpośrednio powiązane fabularnie. Każdy z nich zaczyna się od prostej, prozaicznej zagwozdki, związanej najczęściej z problemami emocjonalnymi, finansowymi czy niepokojami wychowawczymi (Candice ma niskie stopnie lub potrzebuje materiałów plastycznych do szkoły; Emily nie radzi sobie ze stresem związanym z nadmiarem obowiązków i rosnącym zadłużeniem; Josh uparcie chce nauczyć córkę jeździć na deskorolce, bo jego własny ojciec nigdy nie zabrał go na deskę, o czym sam w dzieciństwie marzył). Później twórcy zrzucają bombę abstrakcji i surrealizmu. Dzika eskalacja nadchodzi nagle, zaskakując: oto w nocnym klubie właściciel zabija każdego "starucha" po trzydziestce, Emily zostaje uwięziona w egzystencjalnym koszmarze będącym wypaczoną wersją sitcomu, Alex, by zainteresować swoich studentów nauką, w trakcie wykładów postanawia zająć ich uwagę śmiertelnie niebezpiecznymi pokazami kaskaderskimi, a w mieście grasuje szynkowa mafia... Close Enough łączy więc przyziemność i bezbarwne, mniej przyjazne elementy codzienności trzydziestolatków z dziwacznością, która – choć najpierw wybija z rytmu – ostatecznie świetnie wpasowuje się w przesłanie odcinka, pokazując jego problematykę w nieco szerszym spektrum. Dwuznaczności nie są trudne do rozszyfrowania (Close Enough w ogóle nie bywa serialem trudnym czy wymagającym skupienia), a jednak ich forma zachwyca koncepcją i przede wszystkim pełnym zrozumieniem ludzi znajdujących się w tym właśnie specyficznym punkcie swojego życia: ich rozdarcia, wątpliwości czy emocji. Przyznam jednak, że najlepiej wybrzmiał dłuższy epizod, trwający pełne 23 minuty – uwydatnił i zaakcentował wszystkie odcienie opowieści, najlepiej łącząc szaleństwo z dojrzałością, na którą ani Josh, ani Emily nie wydają się gotowi. Close Enough jest jednak zdecydowanie najlepszy, najszczerszy i najbardziej refleksyjny w momentach realizmu – nawet banały są tu jak żywcem wyrwane z życia; nietrudno dostrzec tę empatię, wspomniane stuprocentowe zrozumienie, jakim wykazują się twórcy. Przy okazji Close Enough jest też, najzwyczajniej w świecie, przyjemną, zabawną i... ciepłą (tak, ciepła tam wyjątkowo dużo) rozrywką; owszem, serial najlepiej trafi do osób, którym jest z głównymi bohaterowi życiowo po drodze, ale docenić powinni go też inni, lubiący nietypowe gagi, odrobinę absurdu i zgryźliwe, ale trafne i błyskotliwe komentarze na temat baniek, w których żyjemy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj