Im mniej wiecie na temat tego filmu, idąc do kina, tym lepiej będziecie się bawić. Jeśli więc nazwisko J.J. Abrams Was przekonuje – po prostu idźcie na Cloverfield Lane 10.
Jeśli już musicie sobie cokolwiek przeczytać, no to proszę bardzo.
10 Cloverfield Lane to kameralny, sprytnie napisany, dobrze zagrany i z kwadransa na kwadrans coraz lepszy thriller, który w drugiej połowie gwałtownie zmienia gatunek. Jak w
From Dusk Till Dawn Rodrigueza i Tarantino oglądamy sobie jeden film, a tu nagle zaczyna się inny. To patent, który lubi pewien rodzaj hollywoodzkich twórców i pewien rodzaj popkulturowych widzów. Eklektyzm jest sympatyczną formalną sztuczką, która dobrze użyta, świetnie się sprawdza. Jest też jednak problemem promocyjnym, bo jak taki film sprzedawać? Im więcej się o nim powie, tym gorzej. Twórcy tego najnowszego popełnili zasadniczy błąd już na samym początku, kiedy pojawiła się wiadomość, że to film jakoś fabularnie powiązany z
Cloverfield. Bez tej wiedzy zaskoczenie byłoby znacznie większe i mocniejsze. Wiadomość o tym, że te filmy jakoś się łączą, była jedną z pierwszych i najgłośniejszych informacji o
Cloverfield Lane 10. Całą resztę przygotowano świetnie – zresztą łatwo było utrzymać tajemnicę i z zaskoczenia pokazać światu gotowy zwiastun, skoro mówimy o filmie, który w grubo ponad połowie rozgrywa się w jednym wnętrzu i gra w nim prawie wyłącznie troje aktorów.
Ale jak gra! John Goodman daje popis w roli paranoicznego i równocześnie nadzwyczaj racjonalnego właściciela schronu, Mary Elizabeth Winstead wreszcie dostała rolę, w której mogła rozwinąć potencjał, jaki pokazała jako nieodrodna córka Johna McClane'a w czwartej
Live Free or Die Hard, a John Gallagher Jr. (
The Newsroom) świetnie się sprawdził jako lokalny sympatyczny cwaniaczek. Cała opowieść to w przeważającej części rozgrywka między tą trójką zamkniętą w szczelnym schronie ze świadomością, że świat, jaki dotąd znali, właściwie się skończył. A może zresztą nie...
No url
J.J. Abrams i ekipa, która od lat mu towarzyszy, lubi bawić się wytartymi schematami, układać na nowo stare klocki, pokazywać, że wciąż można ciekawie i inaczej opowiedzieć coś, co już znamy. Ba, przecież nawet motyw zamknięcia w szczelnym schronie i przekonania, że świat na zewnątrz nie istnieje, mieliśmy już w ich sztandarowym dziele – serialu
Lost.
Słowem – to nic nowego, ale świetnie przyrządzone i podane z gracją. W zalewie wielkich blockbusterów warto czasem obejrzeć coś skromniejszego. Wszak najważniejsze, żeby film, który oglądamy, potrafił wzbudzić w nas jakieś emocje.
Cloverfield Lane 10 daje radę przynajmniej w kilku miejscach.
zdjęcie główne: materiały prasowe
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h