Dan Mazer, reżyser Dirty Grandpa, to współscenarzysta Ali G In da House i Borata. To widać. I choć najnowsze dzieło jest jego zaledwie trzecim filmem, a wcześniejszy I Give It a Year był dość stonowany, obraz z Robertem De Niro i Zakiem Efronem to prawdziwa jazda bez trzymanki, bardzo bliska upodobaniom Brytyjczyka. Oto Dick Kelly tuż po pogrzebie ukochanej żony prosi swojego poważnego, szanowanego wnuka-prawnika o małą wycieczkę w celu odwiedzenia starego kumpla z wojska i zagrania partyjki golfa. Młody, choć szykuje się do ślubu, postanawia spełnić życzenie dziadka. Nie wie tylko, co go czeka. Nie oszukujmy się - fabuła jest zaledwie pretekstem do pokazania wszystkiego, co świat ma najlepszego do zaoferowania: kobiet, piersi, seksu, narkotyków, alkoholu i szalonej, nieskrępowanej niczym zabawy. Choć w tle majaczy gdzieś pointa i morał, a raczej ostrzeżenie, aby samemu kierować swoim życiem i korzystać z niego do woli, rozmywają się one pod naporem szaleńczej akcji. Co ważniejsze, reżyser nawet na chwilę nie zwalnia tempa, a wszystkie postoje są spowodowane raczej zadumą, że warto przecież do tego morału dążyć, skoro już wymyślono jakąś fabułę. Grubymi nićmi to szyte, mocno uproszczone, ale całość nadrabia pomysłowością dialogów i odmianą przez wszystkie przypadki słowa fiut, cipka, z domieszką setek przekleństw. Spodobać się może swoisty dysonans i odwrócenie ról. Hollywood już od jakiegoś czasu pokazuje, że emeryci wcale nie muszą być gorsi, a często bawią się nawet lepiej niż młodzież. Stallone i spółka ratują świat w Niezniszczalnych, Bruce Willis z kumplami szalał w dwóch częściach RED, a Morgan Freeman z Michaelem Douglasem przeżywali drugą młodość w Last Vegas. Robert De Niro, szukając swojego miejsca w Fabryce Snów, porzuca dotychczasowe emploi, bawiąc się nim, a choć większość stwierdzi, że zaczyna coraz bardziej zjadać własny ogon i niszczyć legendę, nie dajcie się zwieść pozorom - to raczej świadomy wybór. Aktor poszalał już w trylogii Poznaj mojego tatę, a teraz idzie krok dalej. Jego Dick Kelly uwielbia pić, za nic ma wszystkie świętości, a poważny i ułożony wnuk o przystojnej twarzy Efrona to dla niego zaledwie wydmuszka, która nic nie wie o życiu. Misja oświecenia wnuka i zmuszenia go do działania to clou opowieści, choć nie jest wartością samą w sobie – reżysera często bardziej interesuje samo doprowadzanie do śmiesznych sytuacji niż tłumaczenie de facto, po co były. No url Jeśli można pisać o humorze filmu, to chyba tylko w najgorszych odmianach. Pierdzenie? Jest! Narkotyki? Oczywiście. Seks? Jak najbardziej! Porachunki z groźnym gangiem? Jasna sprawa. Żarty z Żydów, gejów, czarnych i całej reszty mniejszości? No pewnie! Durni policjanci? Odhaczone. Wyliczanka mogłaby trwać w najlepsze, bo w Dirty Grandpa znajdzie się niemal wszystko. Brawa należą się za pomysłowość w słowotwórstwie - nie wiadomo, czy większe scenarzyście, czy fantastycznym polskim tłumaczom, którzy bezbłędnie bawią się językiem polskim, w pełni oddając amerykańskie znaczenie oryginału. Ileż tutaj tytanicznej pracy trzeba było włożyć, skoro co drugie słowo jest kolejną nazwą męskiego członka. Przy tym wszystkim Dirty Grandpa jest komedią naprawdę zabawną, oczywiście pod warunkiem, że siedzicie w kinie, odrzucicie wszelkie ambicje inteligentnego i wyszukanego humoru i po prostu macie ochotę na niezobowiązującą rozrywkę z popcornem oraz wielką colą pod ręką. Sala kinowa śmiała się w odpowiednich momentach, a wybuchów śmiechu było tyle, że w pewnym momencie człowiek gubił się w rachunkach. Jasne, komedia ta jest głupia, ale przy tym zabawna. Jeśli jednak ktokolwiek szuka inteligentnego i wyszukanego humoru, powinien odjąć dwa punkty z oceny i szukać zabawy gdzie indziej. Cała reszta, pragnąca pośmiać się ze wszystkich świętości, śmiało może dodać kolejne oczko lub dwa i po prostu przez niemal dwie godziny śmiać się z typowych amerykańskich żartów. Ocena końcowa jest uśredniona. Dirty Grandpa to typowy teledysk, z niezłą muzyką i dynamicznym montażem, typowy hollywoodzki średniak, jakich wiele. Aktorzy dają radę, choć nie wznoszą się na wyżyny swoich umiejętności. Stąd mocna szóstka. Jednak dla fanów wymienionych na początku filmów może to być siódemka albo ósemka. Dla wszystkich innych czwórka z adnotacją, że właściwie to nie trzeba tego filmu oglądać. Warto jednak spróbować - czasami takie produkcje są potrzebne, szczególnie gdy śnieg i mróz za oknem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj