Nie mam żadnych zastrzeżeń co do rozwiązań fabularnych. Uważam, że budowanie uniwersum wychodzi twórcom bardzo dobrze i jest to najlepszy obecnie emitowany serial o superbohaterze (jak i tego typu produkcja w ogóle). Mroczny, nieco nolanowski klimat sprawia, że Arrow ogląda się bardzo dobrze. Drugi sezon jest zresztą znacznie lepszy od poprzedniego, a przy tej tendencji zwyżkowej trzeci może okazać się rewelacyjny. Do trzynastego odcinka mam jednak pewne zastrzeżenia, które wpływają na ocenę końcową.

Ciekawym wątkiem jest kandydowanie Moiry na stanowisko burmistrza. Ogólnie pokazywanie politycznych problemów miasta, wpływu, jaki miały działania Merlyna na Starling City, jest bardzo dobre. Wszak właśnie pojawienie się Sebastiana Blooda jest następstwem tychże działań. Brakuje tutaj jednak odrobiny czasu, który potrzeba, aby Moira zrozumiała, że powinna kandydować. Pokazanie jej przemiany z niezdecydowanej co do tej idei kobiety w niemal polityczną wojowniczkę jest nieco zbyt szybkie. Gdyby rozłożyć ten wątek na dwa albo trzy odcinki, byłoby zdecydowanie ciekawiej.

Podobnie twórcy pospieszyli się z Nyssą. Pewnym jest, że córka Ra's Al Ghula pojawi się jeszcze nie raz, ale to, jak szybko odpuściła Sarze po zażyciu przez nią trucizny, jest mało realne. Rozumiem jej motywacje, ciekawy wydaje się wątek ich romansu (dobrze by było, gdyby twórcy ukazali nam te momenty w formie flashbacków), ale o ile działania Nyssy nie są jedynie podpuchą, to dostajemy jednoodcinkowy wątek dawnej miłości i tyle. Córka Ra'sa nie jest zresztą klasycznym łotrem, bo choć sceny z jej udziałem są bardzo dobrze zrealizowane, a i walka z Olivierem czy pojedynek na łuki trzyma w napięciu, tak jej jedynym zadaniem jest sprowadzenie Sary do kryjówki Ligi. Nawet ostateczne porwanie matki nie przemówiło do mnie. Nie obawiałem się, że ją skrzywdzi. Mam nadzieję, że w którymś sezonie twórcy zdecydują się wprowadzić Ra's Al Ghula, bo budowana wokół niego aura tajemniczości i bezwzględności jest wyjątkowo udana.

[video-browser playlist="634457" suggest=""]

Skupienie się na wątku Moiry oraz Sary pozwala odpocząć innym bohaterom. Nic nowego nie dzieje się w kwestii Roya Harpera i jego przemiany. Jedynie Felicity ma swoje pięć minut, kiedy orientuje się, że Thea jest córką Merlyna. Jej rozmowa z Oliverem otwiera ciekawe możliwości w późniejszej części serii, choć już jego uświadomienie matce, że ich relacja się zakończyła, jest nieco na wyrost i następuje zbyt szybko. Nie rozumiem tutaj do końca motywacji, jaką kieruje się młody Quinn. Ok, matka miała romans z wrogiem. No i? Co to zmienia? Czy to powód, aby ją nagle znienawidzić i przestać utrzymywać prywatnie relacje? Gorzej, że za kilka odcinków Moira pewnie znajdzie się w niebezpieczeństwie ze względu na knowania Blooda i trzeba będzie ją ratować, wybaczać sobie itd. Robi się z tego melodramacik na miarę "Dynastii".

Irytuje także postać Laurel. O ile Sara jest jedną z ciekawszych żeńskich bohaterek, podobnie zresztą jak Felicity, tak starsza z sióstr Lance jest nie do zniesienia. Jej nieudolne próby przekonania, że nie ma problemu, gdy ewidentnie go ma, uciekanie w alkoholizm i używki oraz psucie sobie życia jest bezsensowne, a do tego źle zagrane. Właściwie to postać Laurel jest najsłabiej zagrana i w tym aspekcie przebija nawet drewnianego Amella.

Trzynasty odcinek Arrow porusza ciekawe wątki, daje nam kilka dobrze zrealizowanych scen akcji i otwiera nowe możliwości, szczególnie że pod koniec pojawia się Slade Wilson, a on może stanowić prawdziwe wyzwanie dla Strzały. Dobrze byłoby go znowu zobaczyć w akcji. "Heir to the Demon" psuje jedynie szybkie zawiązanie wątków i brak budowania napięcia, przez co całość staje się nieco melodramatyczna. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal mamy do czynienia z najlepszym serialem o superbohaterach. Agenci TARCZY muszą się jeszcze sporo nauczyć, żeby osiągnąć ten poziom.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj