Cry Macho to nowy film w reżyserii Clinta Eastwooda, w którym on sam gra główną rolę. Jak 91-letni aktor radzi sobie na ekranie? Oceniam.
Clint Eastwood w wieku ponad 90 lat wziął się za reżyserię kolejnego westernu - tym razem jest to
Cry Macho, refleksyjna historia Mike'a Milo, emerytowanego kowboja, który na stare lata podejmuje jedną z ważniejszych misji w swojej karierze. Wyrusza do Meksyku, by sprowadzić stamtąd zbuntowanego nastolatka - syna swojego pracodawcy i zarazem bliskiego znajomego. Pomiędzy starszym mężczyzną a młodzieńcem nawiązuje się nić porozumienia. Nostalgiczna i pełna refleksji podróż przez stepy odmieni ich życie.
Nowy film Clinta Eastwooda jest adaptacją powieści N. Richarda Nasha z lat 70., z którą aktor i reżyser spotkał się już we wcześniejszych latach swojej kariery - pomysł na jej przeniesienie na wielki ekran pojawił się już w latach 80., ale wówczas Eastwood odrzucił rolę, by ostatecznie powrócić do produkcji w 2021 roku. I szkoda, że tak to wyszło - niestety wiek aktora źle rzutuje na tę opowieść i czyni ją momentami mocno naciąganą. Clint, choćby nie wiem jakiego macho grał, jest już staruszkiem, co nie umyka czujności widza. Wiele scen z jego udziałem jest skrojona tak, by sobie z nimi poradził, co czyni je nienaturalnymi, często pozbawionymi logiki. Wystarczy wspomnieć przedziwne sparowanie ciosu zadanego przez nastolatka czy też nokaut złoczyńcy, który stanął na drodze kowboja, by porwać jego nastoletniego towarzysza. W przypadku tej drugiej sceny mamy do czynienia z rozciągnięciem jej do bólu - zły człowiek bez żadnego sensownego powodu stoi i czeka pod barem, aż staruszek powolutku do niego podejdzie, zamiast po prostu wrzucić chłopaka do samochodu i odjechać (na co miał kilka dobrych minut). Takich perełek jest w tym filmie przynajmniej kilka i patrzy się na to jedynie z politowaniem. Przykro to mówić, ale Eastwood w przeważającej części produkcji po prostu wyraźnie odstaje od tempa i natury tej opowieści.
Choć
Cry Macho to historia, która rzeczywiście mogła być opowiedziana dynamicznie, twórcy uczynili z niej przede wszystkim niespieszne kino drogi. Z wielu względów to i lepiej, bo unikamy dzięki temu patrzenia na naciągane sceny z udziałem emerytowanego mistrza rodeo. Z drugiej jednak strony, całość momentami wydaje się zbyt monotonna, a film, choć trwa ledwie godzinę i 40 minut, czasem po prostu się dłuży - dialogi między Mikiem a Rafo są wydłużone do maksimum, byleby tylko wypełnić czas ekranowy. I choć czasem trafiają się wśród nich zabawne docinki czy wymiany zdań, w głównej mierze są to infantylne, pełne zapętlonych sformułowań rozmowy o niczym. Sama postać chłopaka (w tej roli debiutujący Eduardo Minett) zupełnie mnie nie przekonuje. Rodzice opisali go jako zbuntowanego łobuza, co nie ma żadnego pokrycia w rzeczywistości. Może i twórcy wyszli od takiego portretu, ale ten motyw szybko został gdzieś zagubiony. Filmowy Rafo to dzieciak, któremu na siłę przypisuje się konkretne postawy i poglądy, a który jednocześnie całym sobą im zaprzecza. Aktor nie udźwignął swojej roli - przez cały czas trwania filmu miałam wrażenie, że patrzę na czyjeś udawanie przed kamerą. Niestety, wygląda to kiepsko.
Warto też wspomnieć, że historia przedstawiona nie byłaby kompletna, gdyby nie udział Macho - koguta należącego do Rafo, który podróżuje z bohaterami poprzez bezdroża Meksyku. Opierzony pupil chłopaka nie tylko jest dla niego dużą pomocą w sytuacjach kryzysowych, ale także zwyczajnie kradnie show i ubarwia całą opowieść samą swoją obecnością. Pomijając już kwestię sensu lub jego braku w fabule - na to trio po prostu sympatycznie się patrzy. Emeryt, nastolatek i ptak mogliby stanowić naprawdę fajną drużynę, gdyby tylko trafniej obsadzono role i napisano lepszy scenariusz.
Cry Macho to refleksyjne kino drogi, które wyraźnie skrojone jest pod 90-letniego Eastwooda, na czym traci cała wiarygodność tej opowieści. Aktor robi, co może, naprawdę bardzo się stara - niestety pewnych rzeczy z racji swojego wieku nie jest w stanie przeskoczyć. Z całym szacunkiem dla dokonań Eastwooda - tegoroczna produkcja należy do filmów przeciętnych, przewidywalnych i w zasadzie niczym niezaskakujących. Niemniej, fajnie, że aktorowi nadal chce się tworzyć - i myślę, że koniec końców to właśnie ten fakt będzie rzutował na odbiór tej produkcji. Ode mnie 5/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h