Being Bow-racial to Czarno to widzę (Black-ish) w swoim żywiole. Z trafnymi obserwacjami w parze idzie humor i pozostaje tylko żałować, że produkcja cieszy się tak nikłą popularnością.
Po tym jak serial
Black-ish zawiódł w świątecznych odcinkach, zdecydowano się na małą odmianę. Narratorką 8. epizodu została Bow, która zmuszona została zmierzyć się z kryzysem tożsamości. Wątek jej przynależności rasowej przewijał się już w serialu, ale raczej w formie humorystycznych docinek. Tym razem jednak szukanie odpowiedzi na pytanie „czarne czy białe?” zaprezentowane zostało całkiem na serio.
Świetnym pomysłem był instruktażowy montaż, utrzymany w kolażowej stylistyce szkolnej prezentacji, który jednocześnie pełnił funkcję grypsu z historii oraz wyjaśnienia dylematu poszukiwania etykietek – a także pejoratywnych konotacji określenia „Mulat”. Wklejone twarze aktorów i znanych osobistości nadawały mu wiarygodności, dzięki czemu wypadł on zrozumiale, acz bez nadęcia. Podobnie udana była także rozmowa Bow z ojcem, w której lekkoduszny rodzic trafnie spuentował wątpliwości córki.
Rykoszetem zasygnalizowano także uprzedzenia Andre związane z zaufaniem do osób białych. Na pierwszy rzut oka, to nic innego jak rasizm, ale świadome kultywowanie przywiązania do stereotypów ma funkcję poznawczą. Oczywiście trzeba je łamać i kontrować, ale przy pierwszym kontakcie z nieznaną osobą, są one przecież niczym innym jak właśnie psychologicznym instynktem budowania wstępnego kontekstu. Temu służy zresztą gag prowadzony w pracy bohatera i komiczne obmyślanie sposobów na podryw kobiet o różnej narodowości i kolorze skóry.
Po raz kolejny sprawdził się także humor. Od uroczo nierozgarniętego Jacka nierozróżniającego C od D, przez retrospekcje Bow i bilety Charliego, aż po niezmiennie ciamajdowatego Juniora. Biała dziewczyna bohatera nie stała się przyczyną do szerszego komentarza o związkach międzyrasowych, bo ten jest oczywisty, więc serial postawił w zamian m.in. na intertekstualny żart z płynnym posługiwaniem się językiem Dothraki - elementem folkloru
Game of Thrones.
Na drugim planie rozegrał się szczątkowy wątek przemeblowania pokoju Jacka i Diane. I tu działała warstwa komediowa (odwoływanie się do linii lotniczych), a przemycona została mała refleksja o różnorakich zmianach, które związane są z procesem dorastania. Niespecjalnie udany był za to motyw Johana, którego ostatnio praktycznie w serialu nie było. Potwierdza się, że bohater ten stanowi niepotrzebny i mało zabawny dodatek.
To jednak drobiazg.
Black-ish mieszające humor i mądre spostrzeżenia, to najlepsza wersja serialu, która wciąż udowadnia, że delikatnych tematów związanych z kolorem skóry nie brakuje. Wystarczy także trochę namysłu, aby z seansu wynieść więcej niż z pozoru może się wydawać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h