Początkowo cykl Dziedzictwa rodu Poldarków składał się tylko z czterech części, lecz - na szczęście lub nieszczęście dla miłośników serii, dwadzieścia lat później (w 1973 roku) Winston Graham postanowił powrócić do swoich bohaterów i napisać dodatkowych osiem powieści o losach Rossa, jego rodziny, znajomych, przyjaciół i wrogów. Niestety, jak to przeważnie bywa w przypadku dłuższych cykli powieściowych, kolejne części (zwłaszcza pisane po dłuższej przerwie) zaczynają nużyć i ta właśnie przypadłość dotknęła Czarny księżyc. Teoretycznie mamy tutaj wszystko to, dzięki czemu powieści Winstona Grahama o XVIII-wiecznej Kornwalii odniosły tak spektakularny sukces – miłość i nienawiść, skomplikowane dzieje rodów (w tym momencie już dwóch – Poldarków i Warleggenów), ciekawie zarysowane tło społeczne, wędrówki po klifach, wpatrywanie się we wzburzone morze i cierpienia miłosne, nie zawsze ukojone szczęśliwym zakończeniem. A jednak… czegoś w tym wszystkim brakuje. Być może świeżości tematu, mimo wprowadzenia nowych postaci i charakterystycznej dla Grahama wielowątkowści fabuły. Chociaż od powstania poprzedniej części serii minęło dwadzieścia lat, w powieści mija raptem kilka miesięcy od owego Bożego Narodzenia, gdy Demelza wreszcie wybaczyła mężowi zdradę. Poldarkowie spodziewają się kolejnego dziecka, a w ich życiu pojawiają się bracia Demelzy, szukający pracy i miejsca do osiedlenia – pobożny metodysta Samuel i spontaniczny Drake. W międzyczasie w Trenwith Elizabeth rodzi (nieco przedwcześnie) syna, a guwernantką starszego Geoffreya Charlesa zostaje jej kuzynka, Morwenna. Wkrótce dziewczyna spotyka Drake’a i zakochują się w sobie z wzajemnością, a ich zakazana miłość zdaje się główną osią fabularną The Black Moon, zaostrzając konflikt między Poldarkami a Warleggenami.
Źródło: Czarna Owca
Swoją drogą, Winston Graham ma wyraźną słabość do wprowadzania wątku mezaliansów: Demelza i kapitan Poldark, Verity i kapitan Blamey, Caroline i Dwight, a w piątej części – nieco harlequinowi (panienka z dobrego domu i prosty, ale bystry robotnik) Morwenna i Drake, którzy jako żywo przypominają Jana Bohatyrowicza i Justynę Orzelską z Nad Niemnem, choć końcówka piątej części Dziedzictwa rodu Poldarków nie przynosi im szczęśliwego zakończenia jak w przypadku poprzednich związków. Jako novum dostajemy nieco więcej Rewolucji Francuskiej (widzianej oczyma Anglików) i rozbudowany wątek ratowania Dwighta z francuskiej niewoli, opisany bez nadmiernego sentymentalizmu i ubarwień, jak to u Grahama Winstona bywa, plus nasilający się konflikt między purytańskimi metodystami a resztą rozleniwionego, protestanckiego społeczeństwa. Oraz małe i większe podłości George’a Warleggana, z których chyba najokrutniejszą zdaje się nikczemne traktowanie wiekowej ciotki Agness. Czarny księżyc otwiera i kontynuuje wątki z wcześniejszych części Dziedzictwa rodu Poldarków, ale żadnego nie zamyka, więc niecierpliwie oczekujemy na kolejne odsłony serii, tym bardziej, że powieści Winstona Grahama nadal czyta się z przyjemnością. Może nie tak entuzjastyczną jak pierwsze tomy, ale dalej niesłabnącą. Szata graficzna serii wydawanej przez Wydawnictwo Czarna Owca nie zmienia się i pozostaje na bardzo dobrym poziomie, podobnie jak kolejne tłumaczenia Tomasza Wyżyńskiego i okładki projektu Magdaleny Zawadzkiej. Jedyne, do czego można by się przyczepić, to pozłotko na okładkowym tytule – ściera się po pierwszym czytaniu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj