Drugi odcinek nowej odsłony Czasu honoru to zbiór momentów, które są naprzemiennie bardzo dobre i dużo słabsze. "Godzina »W«" jest nierówna, ale przynajmniej skończono z wątkami pobocznymi, a to, co chcemy w tym sezonie oglądać, się rozpoczęło. Końcówka epizodu zwiastuje, że za tydzień obejrzymy już walki, będzie więcej dynamicznej akcji, a mniej małych, osobistych dramatów. Nadal jestem do tej serii nastawiona pozytywnie i choć oczywiście podchodzę do serialu z ostrożnością, to wygląda na to, że może w końcu będzie trochę prawdziwych emocji.
Najsłabszym elementem "Godziny »W«" jest Michał, który nadal pozostaje tym samym często beztroskim, lekkomyślnym i nieodpowiedzialnym chłopcem. Pozostając w cieniu starszego brata, desperacko walczy o to, by się wyróżnić, by zaimponować jemu, chłopakom z oddziału oraz przede wszystkim Celinie. Najpierw więc marnuje cenną amunicję na konkurs strzelniczy, a później organizuje akcję, która kończy się tragicznym i niepotrzebnym wypadkiem. Na dodatek Michał jest zdecydowanie zbyt ufny, jeśli chodzi o pochodzenie nowiutkiej broni. Wydawało się, że doświadczony w bojach i konspiracji żołnierz nie powinien popełniać już takich błędów.
[video-browser playlist="633285" suggest=""]
Co jednak jest w tym odcinku najistotniejsze i co prawdopodobnie będzie w Powstaniu najważniejsze, to klimat i nastrój. Twórcy serialu chcą pokazać tych chłopców i te dziewczęta, którzy z radością w oczach i uśmiechem na ustach przyjęli wiadomość o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego. Ten sezon ma być dla nich pomnikiem, ma uczcić ich straconą młodość i niewinność, poświęcone ideały. Dlatego też w "Godzinie »W«" znalazły się takie sceny, jak potańcówka z okazji zaręczyn, rozmowy o kobietach czy notowanie inspiracji na wiersz przez jednego z powstańców. To byli zwykli młodzi ludzie, którzy mieli przed sobą całe życie, plany i marzenia. Jedna decyzja zmieniła to w proch i pył.
Bardzo podobało mi się podkreślanie tego, że Powstanie potrwa ledwo tydzień, że za chwilę ukochani się zobaczą i w rezultacie będą mogli żyć długo i szczęśliwie w wolnej Warszawie. Znając historię i wiedząc, jak to się potoczy, takie sceny z towarzyszącą im idealnie dobraną muzyką ogląda się świetnie. Mają one swój specyficzny wydźwięk. Prawie ostatnie sceny odcinka były nawet wzruszające, bo oto idą dumni i szczęśliwi żołnierze Armii Krajowej. Nie wiedzą tylko, że idą na rzeź. Interesująco też śledzi się po prostu losy bohaterów serialowych w odwróconej chronologii, kiedy wiemy, co będzie się z nimi działo później. Pożegnanie Janka i Leny, rozmowa Woźniaka z Rainerem czy spotkanie z Karkowskim od razu nabierają nowego znaczenia i pewnej pikanterii.
Czytaj również: "Prawo agaty" traci widzów we wtorkowe wieczory
Czas honoru - Powstanie ma wiele do zrobienia i wiele do udowodnienia. Widzowie czekają na porywające sceny akcji, prawdziwe emocje i sytuacje, które będą trzymać w napięciu. Na razie jest nieźle, klimatycznie i warto przy serialu pozostać. Oby to się nie zmieniło do samego końca, bo Czas honoru ma swoją ostatnią szansę na odkupienie.