Czas honoru - Powstanie na razie trochę oszukuje. Obiecywano nam wiele starć zbrojnych ukazanych z rozmachem i widowiskowością, ale w 4. odcinku nie da się niczego takiego zaobserwować. Nawet pożyczenie scenografii z Miasta 44 nie pomaga. Trochę strzelania, wybuch kilku granatów, sceny z egzekucji i jakiś wystrzał z czołgu to zdecydowanie za mało. Warszawa walczy, a walki tej prawie nie widać. Jeśli w następnych odcinkach ta część się nie poprawi, będziemy mieć prawo czuć się zawiedzeni.
Lepiej jest, jeśli chodzi o klimat - tutaj prawie nie ma się do czego przyczepić. Ukochani zostali na trochę rozdzieleni, co dobrze wpływa na poziom serialu. Nawet Bronek z Wandą nie irytują, bo nie mają zbyt wiele antenowego czasu. Ujęcia są szybkie, wymiany zdań - konkretne, gesty - urywane, a wszystko to podsycone zostaje warstwą niepokoju. Nieźle się to ogląda, można w te emocje uwierzyć, wydają się one być bardzo naturalne. Nawet śmierć zdjęto z piedestału i funkcjonuje ona obok bohaterów w bardziej zwyczajny sposób. Zobojętnienie na nią w tamtym okresie musiało być konieczne, więc nosi to znamiona prawdziwości.
Przydałoby się jednak uporządkować wątki, bo niektórzy bohaterowie biegają na ekranie bez szerzej określonego celu. Zupełnie niewykorzystywana jest Ruda czy Lena. Janek aktualnie też nie ma nic do zagrania. Nie wiem też, jaki jest pomysł na młodych uczestników walk. Mam wrażenie, że mają oni jedynie pokazywać nam, jak w czasie Powstania wyglądała miłość. To trochę mało i ogromnie spłyca bohaterów, tak jakby w ich życiu w ogóle nie chodziło o nic więcej niż o śliczne dziewczyny z warkoczami. To marnowanie potencjału ukazania moralnych dylematów młodych.
Zobacz również: Plakaty serialu "Wataha" stacji HBO
Za pomocą Michała poruszono też kwestię sensu wybuchu Powstania Warszawskiego. Młodszy z braci Konarskich, będąc świadkiem strasznych czynów, zaczyna mieć wątpliwości. Na razie jeszcze nie wiem, czy to scenarzystom wyjdzie, czy nie. Jeśli przedstawią argumenty obu stron i zdołają utrzymać balans, to powinno być dobrze. Jeśli jednak szala niebezpiecznie zacznie się przechylać, bardzo łatwo można popaść w demagogię i tendencyjność.
Z nowych aktorów i bohaterów, którzy dołączyli do tego sezonu Czasu honoru, na razie najlepiej prezentuje się Rafał Królikowski w roli generała III Rzeszy, który został wysłany do Warszawy, by zająć się jej zniszczeniem. Jego bohater jest dobrze kreowany na demonicznego okrutnika i potwora, który lubi w słoneczne wrześniowe popołudnie przy lampce wina pooglądać sobie egzekucje ludności cywilnej. To odrobinę przypomina postać nieodżałowanego Uwe Rappke. Czekam z nadzieją na rozwój tej postaci.
Czas honoru - Powstanie musi zacząć rozwijać się w bardziej dynamiczny sposób albo niestety podzieli smutny los ostatnich sezonów Czasu honoru. Obecnie jest jedynie tak sobie.