Ciekawa próba połączenia nowoczesnej techniki z klasyczną wręcz opowieścią. Oto możemy w kinach IMAX obejrzeć w 3D film, który równie dobrze mógł powstać w latach pięćdziesiątych - Czas próby.
The Finest Hours rozgrywa się właśnie w latach pięćdziesiątych, a dokładniej w lutym 1952 r. Data jest bardzo dokładna, bo to opowieść oparta na faktach. Główny bohater, Bernie Webber, to postać autentyczna i faktycznie właśnie wtedy podczas wielkiego sztormu u wschodnich wybrzeży USA wielki tankowiec przełamał się wpół, a spora część załogi pod przywództwem drugiego mechanika próbowała jak najdłużej utrzymać swoją połówkę na powierzchni wody.
Aż dziwne, że Hollywood tak długo zwlekał z opowiedzeniem tej historii na wielkim ekranie. Ale oto jest: piękna, monumentalna fabuła o sile ducha, odwadze, nieustępliwości i walce z żywiołem, zrealizowana zgodnie z wszelkimi zasadami filmów tego gatunku - a to zarówno wada, jak i zaleta. Jeśli szukacie nowego, odważnego, oryginalnego kina, nic takiego tu nie znajdziecie, ale jeśli lubicie klasyczne amerykańskie opowieści sprzed lat, te ze sporą porcją patosu, wyrazistymi (do przesady) postaciami, podniosłym nastrojem i dramatyzmem, to
Czasu próby właśnie Wam trzeba.
No url
Siedząc na seansie w kinie, mimo założonych okularów 3D (sam efekt zaledwie lekko widoczny) czułem się, jakbym oglądał właśnie jakieś hollywoodzkie dzieło sprzed ponad pół wieku. Nawet głównych aktorów dobrano według standardów urody hollywoodzkiej sprzed wielu dekad – Chris Pine i Holliday Grainger świetnie by się sprawdzili przecież jako gwiazdy kina lat czterdziestych czy właśnie pięćdziesiątych. Tu stanowią świetną parę – on, młody, trochę zahukany służbista, który bez większych oporów podporządkowuje się pięknej i pewnej siebie dziewczynie. Ale kiedy wypływa w morze, jest nieugięty. Nie gorzej jest na drugim planie: Ben Foster, Kyle Gallner, Graham McTavish, Eric Bana czy Casey Affleck (to ten młodszy brat Bena, którego twarz ma mimikę) - każdy z nich świetnie wkomponowuje się w tę opowieść o twardych facetach, którzy muszą podejmować trudne decyzje, a często walczyć o życie.
The Finest Hours to nic nowego – wszak opowieści o walce z szalejącym morskim żywiołem mieliśmy już na ekranach dziesiątki. Jedne kończą się dobrze, inne źle, tak czy owak niczego to nie zmienia. Ludzie wciąż wypływają na morze i czasem muszą tam zmierzyć się z żywiołem. Ten film to sprawnie zbudowany pomnik dla jednej z lepszych amerykańskich prawdziwych morskich opowieści. Sami zdecydujcie, czy to powód, by wybrać się do kina.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h