Podstawowym problemem obrazu Dawne rytuały jest to, że jego struktura fabularna jest tak prosta, że równie dobrze mogłoby jej nie być. Oczywiście film ma wątek przewodni, jego rozwinięcie i zakończenie, ale większa część akcji skupia się na zapętlonych w nieskończoność wizjach, obrzędach i krwawych egzorcyzmach. Wydarzenia toczą się przeważnie w jednym pomieszczeniu, gdzie wciąż panuje mrok. Bohaterowie niewiele ze sobą rozmawiają, a jeśli już to robią, dialogi są proste i raczej zdawkowe. Taka forma nie skazuje z góry na porażkę obrazu pozycjonującego się w szeroko pojętym kinie grozy. Sęk w tym, że film Dawne rytuały nieprawidłowo zarządza atmosferą i poświęca zbyt dużo czasu na celebrację tytułowych obrzędów. Tam, gdzie akcja powinna posuwać się do przodu, a film serwować widzom gatunkowe rarytasy, praktycznie nic się nie dzieje. Historia opowiada o dziennikarce, która powraca w swoje rodzime, południowoamerykańskie strony. Na miejscu Cristina zostaje porwana przez szamankę i jej syna, którzy twierdzą, że opętał ją potężny demon. Rozpoczynają się egzorcyzmy, podczas których bohaterka musi również przepracować traumę z przeszłości, niepozwalającą jej wrócić do korzeni i szczerze podejść do rodzinnych relacji. To w zasadzie tyle, jeśli chodzi o fabułę Dawnych rytuałów. Niestety, obyczajowy kontekst powoduje pewien zgrzyt. Kwestie dramatyczne nie są do końca dopracowane i w szerszej perspektywie sprawiają wrażenie wdrożonych na siłę do horroru. Tak jakby twórcy koniecznie chcieli nadać głębszy sens mrocznym wydarzeniom, znajdując ich odniesienie w zwykłym życiu. Finalnie nie wybrzmiewa to właściwie i wydaje się raczej niepotrzebne. Film nie trwa długo, a przez większość czasu ekranowego uczestniczymy w rytuałach. Na eksplorację motywów obyczajowych pozostaje naprawdę mało miejsca i ta lapidarność jest odczuwalna. Lepiej byłoby zupełnie zrezygnować z takich odniesień i wszystkie siły twórcze przerzucić na dopracowanie klimatu i gatunkowych elementów konwencji grozy.
Netflix
+3 więcej
Rytuały są cały czas na pierwszym planie, ale ze względu na obyczajowe dygresje co rusz jesteśmy wybijani z klaustrofobicznej atmosfery. Napięcie nie działa właściwie – nie ma wrażenia zaszczucia i demonicznego terroru. Film nie wywołuje strachu, a jedynie dyskomfort powodowany obrazowym przedstawianiem niektórych obrzędów. Wpychanie palców do trzewi i wyciąganie jelit zawsze działa na wyobraźnię, ale kilka takich szokujących momentów nie jest w stanie zbudować nastroju grozy. Przez większą część akcji brodzimy w ciemności w ślad za bohaterką, słuchając jej jęków i krzyków. Obserwujemy abstrakcyjne wizje, które czasami wywołują niepokój, innym razem znużenie. Ostatni akt filmu oferuje nam kilka zwrotów akcji i przygotowuje do grande finale, w którym bohaterowie stają twarzą w twarz z demonem. Końcówka napisana jest wedle hollywoodzkich standardów, co nieco kontrastuje z wcześniejszymi aktami. Mimo że są one nie do końca dobrze zrealizowane, nie da się im odmówić pewnej nieszablonowości względem obecnych we współczesnym horrorze tendencji. Wszystko to pryska w konkluzji, która nie zaskakuje ani fabularnymi woltami, ani wynikiem starcia dobra ze złem. Dawne rytuały zawodzą najbardziej tam, gdzie powinny błyszczeć najmocniej. Obraz nie eksploruje południowoamerykańskiego folkloru w sposób odmienny od tego, czego byśmy już nie znali. W filmie wykorzystywane są wierzenia, mity i ludowe prawidła, ale nie stanowią one esencji opowieści. To nie jest siła napędowa fabuły. Tu i ówdzie pojawiają się tajemnicze księgi, nieczytelne zapiski czy dziwaczne stroje szamanów, ale stanowi to jedynie smaczek nienadający unikatowego charakteru całości. Dawne rytuały to opowieść o egzorcyzmach toczących się w mrocznej izbie, a nie głęboko zakorzeniona w południowoamerykańskiej kulturze historia o sile starodawnych wierzeń. Niestety, na tej płaszczyźnie porażka filmu boli najbardziej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj