Daybreak jest doskonałym dowodem na to, że o zombie apokalipsie wciąż można opowiadać w sposób świeży i nieszablonowy. Wystarczy jedynie zdystansować się od konwencji i zaczerpnąć pomysły z bezdennej studni postmodernizmu. Produkcja ma doskonały punkt wyjścia – przewrotność myśli przewodniej serialu bije na głowę wiele współczesnych awangardowych formatów odcinkowych. O co w tym wszystkim chodzi? Otóż nie od dziś wiadomo, że szkoła średnia to dżungla. Miejsce, w którym młodzi ludzie muszą walczyć o przetrwanie. Często ponoszą porażki, tracąc wszystko, co dla nich cenne: reputację, przyjaciół, marzenia, a często zdrowie psychiczne. Wygrywają najsilniejsi, rządzi prawo pięści, a słabi i osamotnieni traktowani są jak śmieci. Młodzi ludzie łączą się w grupy, tworząc klany i zespoły, które rywalizują o prym. Tak też jest w szkole u Josha Wheelera, głównego bohatera Daybreak. Paradoksalnie sytuacji tej nie jest w stanie zmienić nawet zombie apokalipsa. Po armagedonie wszyscy dorośli zamieniają się w krwiożercze zombie, a świat opanowują nastolatkowie z liceum. Szkolne grupy transformują się w brutalne gangi i zaczynają rywalizować na śmierć i życie. Egzystencja młodych ludzi zostaje pozbawiona zasad, a nastolatkowie ochoczo z tego korzystają. Do tego dochodzą jeszcze nieumarli, którzy szwendają się, gdzie tylko popadnie, stanowiąc śmiertelne zagrożenie dla nieuważnych podróżników. Brzmi przerażająco? Być może, tyle że Daybreak to nic innego jak przezabawny pastisz i satyra. Produkcja parodiuje zarówno „poważne” formaty survivalowe, jak i niepoprawne teen dramy. Konwencja serialu to skrzyżowanie Scott Pilgrim kontra Świat, Kick-Ass i iZombie. Twórcy z lubością burzą czwartą ścianę i naśmiewają się z łopatologii survivalowych scenariuszy. Wykorzystują również pomysł wyjściowy w stu procentach. Nastoletni sportowcy zamieniają się w punków rodem z Mad Maxa, a zombie nie warczą, a powtarzają ostatnie zdania, które padły z ich ust, gdy jeszcze byli ludźmi. To jedynie mały wycinek z tego, co przygotowali dla nas twórcy. Serialem rządzi absurd i prawie na każdym kroku czeka jakieś mniejsze lub większe zaskoczenie. To miła odmiana po formatach, w których wszystko jest na jedno kopyto. Inni niż wszyscy są również główni bohaterowie serialu. Tutaj także pojawia się przewrotność, bo twórcy nie próbują udziwniać ich na siłę, a umiejętnie bawią się istniejącymi w popkulturze stereotypami. Doskonałym przykładem jest Josh – protagonista z krwi i kości, któremu do perfekcyjnego bohatera wiele brakuje. W liceum pozostawał neutralny, teraz siłą rzeczy musi zaangażować się w walkę. Ma poważną motywację. Jaką? Zobaczycie sami. Również interesujący są pozostali bohaterowie. Każdy z nich ma pewien atrybut, dzięki któremu nie ma mowy o nijakości lub odtwórczości. W najgorszym przypadku dostajemy niezłą parodię, w najlepszym, coś naprawdę wyjątkowego, jak na przykład samuraja – pacyfistę Wesleya Fistsa.
fot. Netflix
+2 więcej
Konwencja imponuje oryginalnością, jednak pod względem fabularnym Daybreak to dość prosta opowieść. Pod płaszczykiem tych wszystkich pomysłowych środków artystycznych, dostajemy klasyczne story o walce dobra ze złem, o dorastaniu, problemach z rówieśnikami czy wyborze ścieżki życiowej. To właśnie kierunek fabularny jest piętą Achillesa tej produkcji. Przy tak pomysłowym punkcie wyjścia i nieszablonowej formie można było zrobić z opowieści prawdziwy majstersztyk. W zamian tego dostajemy klasyczne młodzieżowe historie, które momentami wpadają w okowy tradycyjnych teen dram. Daybreak od czasu do czasu zmienia ton i robi się poważniejszy. Dekonstruując swoich bohaterów stara się opowiadać o ich problemach w sposób wyważony. Czasem to działa, jak należy, innym razem nieco nuży. Na szczęście takich wątków nie ma zbyt dużo i przez większość czasu produkcja przekazuje treść w odpowiedni sposób. W Daybreak nie znajdziecie jakieś znaczącej mądrości i głębi w kwestii życia nastolatków. Opowieść nie sprawi, że spadniecie z krzesła znokautowani przez wizjonerskie przesłanie opowieści. Są tu cenne obserwacje, ale produkcja stawia przede wszystkim na nieskrępowaną rozrywkę i kreatywną zabawę konwencją.  Dzięki temu po seansie serialu z pewnością będziecie w dobrych humorach. Bohaterowie, których nie da się nie lubić i wszechobecny żart (często nawiązujący do dobrodziejstw popkultury) gwarantują pozytywny nastrój. Mimo prostoty fabularnej trudno sobie wyobrazić miłośnika popkultury, któremu ta produkcja choć trochę nie przypadłaby do gustu. Szczególnie ci znudzeni tradycyjnymi formami będą usatysfakcjonowani, zwłaszcza że smaczków i mrugnięć okiem jest tutaj co niemiara.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj