No bo i obsada serialu „True Detective” zupełnie inna, i czasy inne, i kolorystyka, i w miejsce metafizyki mamy kalifornijski industrializm. Ale działa. Po prostu. Oglądasz i chcesz więcej. O to w końcu chodzi w dobrych serialach. Jedno, co się zgadza: znowu mamy tajemniczą sprawę kryminalną i w ciekawy sposób dawkowane informacje. Sytuacja wyjściowa przypomina trochę „Bron / Broen” i jego permutacje – oto mamy morderstwo i problemy z jurysdykcją, które powodują, że nieznający się wcześniej i raczej niepasujący do siebie policjanci muszą wspólnie prowadzić śledztwo. Cala trójka to wyraziste postacie z charakterkami, więc iskrzy od samego początku - i to niezależnie od tego, czy właśnie robią coś wspólnie, czy każdy gdzieś załatwia swoje sprawy. Dodatkowo ciekawym kontrapunktem jest wątek Franka Semyona (Vince Vaughn), lokalnego gangstera, który ma spore aspiracje, a równocześnie naprawdę spore kłopoty. I jest mocno zainteresowany sprawą oraz równocześnie jakoś mocno w nią zamieszany. Do tego muzyka Cohena, niekończące się kalifornijskie autostrady i świetnie oddany prowincjonalny nastrój. Colin Farrell jako połamany przez życie (a z czasem też dosłownie) gliniarz z wąsem jest naprawdę przekonujący, a kroku dotrzymują mu Rachel McAdams jako mała twardzielka w kuloodpornej kamizelce i z mnóstwem poukrywanych ostrzy oraz Taylor Kitsch w roli młodziaka, który miał problemy na motocyklowym patrolu, a potem już poszło... [video-browser playlist="696583" suggest=""] Podobnie jak rok temu Nic Pizzolatto i jego ekipa zrobili rewelacyjną robotę z obsadzeniem głównych ról i to na nich opiera się główny ciężar historii. Są oczywiście też fajne postacie drugo- i trzecioplanowe. Jest nawet Weronika Rosati, która już chyba ma kontrakt na wyłączność z Hollywood i zjawia się za każdym razem, gdy w fabule jest mniejsza lub jeszcze mniejsza rola rosyjskiej prostytutki. Czytaj również: Premiera seriali „Detektyw”, „Świat w opałach” i „Gracze” nocą z 21 na 22 czerwca Pierwsze trzy odcinki jednoznacznie dowodzą, że „True Detective” nie był jednorazowym superstrzałem. Oczywiście znajdą się tacy, którzy bez tamtego aktorskiego duetu, bez klimatu z pierwszego sezonu zrezygnują z serialu, ale nie sądzę, by było ich wielu. W końcu „True Detective” ma być przede wszystkim dobrą opowieścią o zbrodni i sprytnym tytułowym detektywie, który ją rozwikłuje. I to znowu dostajemy. I po każdym odcinku ma się coraz większą ochotę na ciąg dalszy. Czyli ja teraz muszę zaczekać prawie cztery tygodnie...
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj