Bardzo podobało mi się to, jak twórcy serialu Dickinson zakończyli produkcję - nie weszli w dramatyczne rejony późniejszych lat życia głównej bohaterki. Prawdziwa Emily bowiem w ostatnich 20 latach życia praktycznie nie wychodziła z pokoju, usunęła się ze społeczeństwa. Serial  pięknie, z odpowiednią lekkością nawiązał do życia poetki.  Pomysłowo pokazano to w montażowej zbitce, gdy Emily siedziała w pokoju w różnych sukniach, a pory roku zmieniały się za oknem. W ostatniej scenie naprawdę dobrze wykorzystano szaloną wyobraźnię głównej bohaterki, gdy na łodzi w białej sukni udała się w stronę syren. Ta jedna, bardzo lekka sekwencja zawierała o wiele większy ładunek emocjonalny niż pełna dialogów dramatyczna scena. Twórcy zachowali swój styl do końca i za to im chwała. Hailee Steinfeld ostatni raz w serialu daje popis swoich aktorskich zdolności. To jedna z najlepszych aktorek młodego pokolenia i w finałowym odcinku po raz kolejny to udowadnia. Praktycznie w każdej scenie (z wyjątkiem jednej) występuje z jedną postacią. To dało jej ogromne możliwości zaprezentowania pełni aktorskich umiejętności. W scenie ze Śmiercią jest radosna i wnosi do niej sporo luzu. W sekwencji z Betty pokazuje kreatywną duszę i entuzjazm bohaterki. Mamy do czynienia z ogromną energią, ale i lekko dramatycznym tonem. Twórcy zapewne tak skonstruowali finał, aby główna gwiazda mogła w pełni zabłysnąć - i to się im udało! Steinfeld jest świetna.
fot. Apple TV+
To, że twórcy mocno skupili się na głównej bohaterce, nie znaczy, że inne postacie nie mogły pokazać się z dobre strony. Wprost przeciwnie, każdy z aktorów otrzymał swój moment. Austin w końcu był tym młodym, ale dojrzałym człowiekiem, podejmującym ważne decyzje i potrafiącym przełożyć dobro innych nad swoje. Lavinia  pokazała się z szalonej strony, z której była znana przez wszystkie sezony. Sue ponownie stała się emocjonalną osobą, która dba o Emily. Chociaż nie ukrywam, trochę brakowało mi jakiejś dramatycznej sceny, która zakończyłaby ich wątek. Nawet Maggie, której nie było za bardzo widać w ostatnich odcinkach, wniosła niewymuszony element komediowy do produkcji. Można zatem uznać, że finał był prawdziwą listą przebojów, jeśli chodzi o postacie.  Warto zaznaczyć również dwa dobre występy gościnne. Wiz Khalify jako Śmierć zasługuje na pochwałę. Wniósł sporo świeżości i luzu w scenie, gdy rozmawia, a potem tańczy z Emily. Natomiast Gabriel Ebert jako Higginson wprowadził bardziej dramatyczny, emocjonalny wydźwięk - choćby w scenie, w której daje Betty listy od Henry'ego. Jego stonowana kreacja wystarczyła, aby przez pryzmat postaci Higginsona pokazać prawdziwy niedoceniony geniusz Emily. Finał Dickinson był świetnym zwieńczeniem bardzo dobrego serialu!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj